niedziela, 23 lipca 2017

9: "Dwóch może grać w tę grę "



Edie's POV




Przejście do windy wydaje się dzisiaj dłuższe niż zazwyczaj. Głównie dlatego, że muszę się oprzeć pokusie, by nie zawrócić do pokoju i rzucić się na Justina. Delikatnie spoglądam przez ramię czy wychodzi z pokoju.

Nie robi tego.

Drzwi do pokoju nadal są zamknięte, kiedy drzwi od windy się zasuwają. Pozwalam sobie wziąć głęboki oddech. Całe moje ciało drży. Kolana mam jak z waty. W palcach czuję mrowienie. Uda ściskam z całych sił, by uspokoić pulsowanie między nimi.

Nigdy jeszcze się tak nie czułam. Nigdy. I było o wiele lepiej, niż kiedykolwiek sobie wyobrażałam. Jego usta były niesamowite. Nigdy jeszcze się tak nie całowałam. Podczas tego pocałunku odkryłam w sobie część, o której nigdy nie wiedziałam, a raczej odkrył ją Justin. Wiedział co dokładnie zrobić ,by go pragnęła, do tego jego język, który doprowadzał mnie do szału.

Drzwi windy się otwierają, a ja wychodzę na hol. Od razu uderzają we mnie głośne rozmowy i stukot obcasów. Moje zmysły nadal szaleją. Idę w kierunku Sali konferencyjnej i teraz zdaję sobie sprawę, jak mokre są moje koronkowe majtki. Przypominam sobie, jak ocierał się o mnie. Nie mogę nic na to pomóc, ale w moim umyśle odtwarza się ten sam scenariusz tylko, że jesteśmy bez ubrań. Jego szorstkie, twarde ciało przyciśnięte do mojego, a jego imponująca erekcja pieszcząca moje wejście...

- Oh ! Edie ! Tu jesteś ! – Głos Jeanette przerywa moje marzenia.

- Cześć, Jeanette. Jak się masz? – Uśmiecham się do niej szeroko i pozbywam się Justina z mojego umysłu.

- Wszystko okej, kochanie – Odpowiada mi takim samym uśmiechem, a po chwili na jej twarzy pojawia się zmartwienie – Wszystko u ciebie w porządku ? Bob mówił, że wczoraj na was wpadł i ...

- Tak, wszystko w porządku, tylko trochę bolała mnie głowa, ale Justin o to zadbał – Zapewniam ją.

- Okej, ale jakbyście czegoś potrzebowali, to jesteśmy tu dla was. Chcemy ronić tego dużego chłopca jak naszego syna ...

- Dziękuję, Jeanette, ale naprawdę wszystko w porządku – Uśmiecham się do niej ponownie.
Jeanette patrzy na mnie przez chwilę, a potem się uśmiecha — On jest dobrym człowiekiem, Edie.

- Zaczynam się o tym przekonywać osobiście – Odpowiadam jej.

- Gdzie on w ogóle jest ? Bob i ja zajęliśmy wam miejsca z przodu – Jeanette wskazuje na długi stół w pierwszym rzędzie.

- Powinien tutaj zaraz być.

- Pewnie nadal nie umie zawiązać dobrze krawat, co ? – Nagle obok nas pojawia się Bob.

- Tak, musiałam to zrobić za niego – Śmieje się cicho i staram się ignorować sytuację, która nastąpiła, kiedy zawiązałam mu ten krawat.

- Cóż, miejmy nadzieję, że zaraz się tu pojawi. To pierwsza prezentacja dzisiaj i do tego on ją prowadzi.

- Chodźmy usiąść, bo nie mogę wytrzymać już w tych butach – Jeanette łapie mnie za dłoń i prowadzi do naszych miejsc.

Tutaj jest o wiele bardziej wygodnie. Więcej miejsca na nogi. Jest też miejsce na kubek i notes, a przede wszystkim nie ma tutaj irytujących dupków próbujących się przepchać, by złapać dobre miejsce.

- Gdzie do cholery jest Justin ? – Nagle rozlega się obok mnie szept głównego zarządcy konferencji.

- Zaraz tutaj będzie. Coś się stało ? – Bob szepcze do niego.

- Będzie musiał przedłużyć swoją prezentację o co najmniej pół godziny.

Światła zaczynają powoli gasnąć i rozbrzmiewa cicha muzyka. Zarządca pochyla się i ponownie coś szepcze do Boba.

Odwracam się do tyłu, by rozejrzeć się po tłumie, aż zauważam Justina idącego przez środek sali. Przyglądam się mu, kiedy tak dumnie kroczy pomiędzy tymi wszystkimi krzesłami, aż czuję ponowny ucisk między udami, bo przypominam sobie, jakiego go zostawiłam w pokoju.

Twardego i pulsującego.

Zarządca konferencji, kiedy go zauważa macha do niego. Justin spokojnie przechodzi obok mnie i spotyka się z zarządcą w kącie sali. Mężczyzna szepcze coś do Justina, a on kiwa głową, przyglądając się kartkom papieru, które ze sobą przyniósł. Nagle jego wzrok krzyżuje się z moim. Przez chwilę na siebie patrzymy, a następnie zarządca klepie Justina po plecach, a on rusza w moją stronę.

- Wszystko w porządku ? – Bob szepcze do Justina.

- Tak, wszystko ok. Tylko muszę pomyśleć jak wydłużyć moją prezentację.

Siada na krześle obok i spogląda na mnie. Jego wzrok pali moją skórę na twarzy. Biorę głęboki wdech i się uspokajam.

- Co tak długo ? – Pytam szeptem.

Pochyla się do mnie, a jego oddech łaskocze moje ucho – Nie mogłem tutaj przyjść z erekcją, co nie ?

Odpowiada cicho, a po chwili czuję jego palce przesuwające się w górę mojego uda. Jest na tyle blisko mnie, że nikt raczej tego nie widzi.

- Nie zaczynaj czegoś, czego nie mamy zamiaru skończyć, Panie Bieber – Mruczę do niego i patrzę wyzywająco.

Na jego ustach pojawia się krzywy uśmiech, po czym pochyla się i opiera łokcie o blat stołu.
Nagle rozbrzmiewa głos zarządcy konferencji, więc wzrok wszystkich kieruje się na scenę.

- Jak wszyscy wiecie, dzisiejsze prezentacje mieli prowadzić Justin Bieber i Scott Kingston, ale niestety Pan Kingston nie jest w stanie pojawić się tutaj – Rozbrzmiewa jęk rozczarowania ze strony tłumu, a ja przyglądam się reakcji Justina. Jego twarz aktualnie jest bez żadnego wyrazu, jakby go to nie obchodziło.

- Ale za to Justin zgodził się przedłużyć swoją prezentację – Zarządca kontynuuje – Pan Bieber jest jednym z najlepszych pracowników Bieber Company. Ma zamiar dzisiaj wam pokazać jak bezpiecznie i z korzystnym dla was zakończeniem rozpatrzyć oferty współpracy. Chciałbym wam wszystkim tutaj zgromadzonym przedstawić wielkiego Justina Biebera !

Rozbrzmiewają głośne oklaski. Justin podnosi się ze swojego miejsca i rusza na scenę.

- Dziękuję wszystkim. Usiądźcie, proszę. Mam wam dzisiaj dużo do opowiedzenia – Mówi do mikrofonu Justin. Jestem trochę zdziwiona, że czuje się komfortowo przed takim tłumem. Wszyscy siadają na swoich miejscach, tak jak każe Justin.

- Miałem przedstawić tę prezentację trochę inaczej, ale jak wiecie wynikły pewne komplikacje, więc dzisiaj porozmawiamy, jak ważny jest dla nas klient.

Siedzę wpatrzona w niego i uważnie słucham całej prezentacji. Teraz rozumiem, dlaczego jest taki lubiany i wszyscy go słuchają. Po prostu dobrze wie co powiedzieć i co zrobić by ludzie zwracali na niego uwagę, chociaż bez tego wszystkiego na niego patrzą, bo kto by się oparł takiemu przystojnemu facetowi.

Nagle do mojego ucha docierają z tyłu jakieś szepty – O mój Boże, jaki on jest gorący – Szepcze jakaś kobieta, a po chwili odpowiada jej druga – Mogę tu siedzieć cały dzień i się rozpływać, słuchając jego cudownego głosu.

Powstrzymuję się od odwrócenia do nich i powiedzenia jakiejś docinki. Nie ma mowy, że zamienię się w zazdrosną sukę. Biorę głęboki oddech i ponownie koncentruję się na Justinie, który kontynuuje swoją prezentację i próbuję ignorować kobiet za mną.

- Myślisz, że jest żonaty ? Bo jak na razie nie widziałam obrączki, a ty ? – Odzywa się ponownie jedna z kobiet.

- Czy to ważne ? – Druga odpowiada jej z chichotem.

Nagle moje myśli wędrują w stronę wszystkich stażystek, które Justin przeleciał. Dochodzą do tego jeszcze te dwie laski za mną, a moja zazdrość zaczyna rosnąć. Nigdy nie myślałam, że będę o kogoś zazdrosna. Teraz przyznaję się, że jestem zazdrosna o wszystkie stażystki, które pieprzył.

Ich głupie szepty słyszę przez resztę prezentacji, mimo iż staram się je ignorować. Najbardziej mnie wkurzyły te: „Jak myślisz jaki duży jest ?" lub „Kiedy skończy, idę do niego zagadać, może na coś się załapię".

Śmiało, suko. Leć. Może załapiesz się na szybki numerek w kibelku.

Jego prezentacja trwa półtorej godziny. Idzie mu wszystko tak gładko, bez żadnego wahania
Aktualnie cały tłum stoi i dziękuje mu głośnymi oklaskami oraz gwizdami. Justin jeszcze raz dziękuje i rusza by zając swoje miejsce.

- Dziękuję Justin, było świetnie jak zawsze. Mam nadzieję, że robiliście notatki, bo te wszystkie rady na pewno zaprowadzą was do sukcesu – Zabiera głos zarządca, a Justin zajmuje miejsce obok mnie i poprawia swoją marynarkę.

Spoglądam na niego z uśmiechem.

- Co ? – Pyta również się uśmiechając.

- Jesteś świetny.

- Serio ? – Unosi brwi w zdziwieniu – To chyba pierwsza pochwała z twojej strony po latach.

- No i jeszcze arogancki – Dodaję i zakładam nogę na nogę.

Śmieje się i wygładza swój krawat – Nie arogancki tylko pewny siebie. To wielka różnica.

- Nie byłabym tego taka pewna, przecież to ja musiałam ci wiązać krawat rano.

- Nie odpuścisz mi z tym, co ?

- Nie.

Nagle widzę dłoń, która puka Justina w ramię, a on się odwraca do kobiet, które stoją za nim. W końcu mogę zobaczyć te głupie suki.

- Przepraszam, panie Bieber ... Chciałam tylko podziękować za świetną prezentację – Odzywa się jedna z nich, a ja rozpoznaję jej głos. To ona zastanawiał się jaki duży jest kutas Justina.

- Och, dziękuję. Mam nadzieję, że to wam chociaż trochę pomogło.

- O tak, bardzo pomogła ... jestem Ashley Moore, a to moja przyjaciółka Hailey Baldwin – Wysuwa w jego stronę dłoń, którą ściska. Ta druga rownież to robi.

Zaciskam szczękę, bo nie mogę już wytrzymać tego, jak świeci do niego oczami i głupio chichocze

- Miło cię poznać – Justin uśmiecha się i odwraca swój wzrok na mnie – To jest Edie Phillips, moja współpracowniczka – Również ściskam jej dłoń z fałszywym uśmiechem mówiącym, żeby się odwaliła – Miło mi cię poznać, Edie – Nadal ściska moją rękę.

Unoszę zdziwiona brwi. Wow. Ta suka ma jaja.

W końcu puszcza moją dłoń i ponownie zwraca się do Justina – Chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej od ciebie ... jeśli oczywiście masz czas – Uśmiecha się szeroko do niego i zakręca kosmyk włosów na palcu.

- Uh... - Spogląda na mnie, a ja po prostu wzruszam ramionami i odwracam się od niego.

Dwóch może grać w tę grę.














Wiem, że wszyscy bardzo długo czekaliście na nowy rozdział.

Przepraszam !

Ale niestety dostałam jakiegoś lenia i wena mnie opuściła :((




KTO JESZCZE TUTAJ JEST ??

czwartek, 16 lutego 2017

8: '' Twój ruch, kochanie ''



Spędziłam dużo czasu pod prysznicem próbując wymazać z pamięci dotyk rąk Scotta. Ale to nie jest łatwe, to uczucie będzie mi towarzyszyło jeszcze przez jakiś czas. Jak mogłam nie pomyśleć, że on coś planuje ? Przecież jestem silną i inteligentną kobietą. Czy ściągnęłam go na siebie ? Prawdopodobnie tak. Mogłam zostać z Justinem niż bawić się w jakąś grę umysłu. Nigdy nie poszłabym z nim w takie miejsce, ale on poszedł za mną i polował na mnie jak jakiś zwierz. Powinnam być świadoma tego co się dzieje. Dlaczego nie walczyłam ?

Dlaczego nie krzyczałam ? Może dlatego, że byłam zbyt przerażona. Nienawidzę się teraz za to.

Argumentując tak siebie sprawiam, że głowa boli mnie jeszcze bardziej. Nie mogę zatrzymać odtwarzania w moim umyśle sytuacji, w której Scott uderza moja głowa o ścianę. Ale wiem, ze mogło być gorzej jeśli Justin by nas nie znalazł … nawet nie chcę o tym myśleć.

Przestaję szorować moje ciało gdy woda staje się zimna. Wszystko co teraz potrzebuję to zawinąć się w kołdrę na łóżku i spać. Żadnej konferencji. Żadnego uczenia się. Żadnych ludzi. Ale nie mogę tak zostawić Justina, a zwłaszcza po tym co dla mnie zrobił.

Ostatnie dni pokazały mi jego stronę, której jeszcze nigdy nie znałam. Powiedział mi kilka słów, których nigdy bym się nie spodziewała, że wyjdą z jego ust.

Myślałam, że mam nad sobą kontrolę, ale wystarczyło spędzić kilka dni z nim bym odkryła moje pragnienia. Mam nadzieję, że uda mi się je utrzymać głęboko schowane.

Oboje próbujemy być do siebie wrogo nastawieni, ale to tylko przyciąga nas bliżej siebie.

Wychodzę z łazienki i widzę Justina, który grzebie w swojej szafie szykując cichy na jutro.

- Hej, wszystko w porządku ? Siedziałaś tam dosyć długo

- Tak. Po prostu starałam się uspokoić.

Podchodzę do swojego łóżka i ściągam narzutę – Justin, nie wiem jak mam ci dziękować za to co dla mnie …

- Edie, nie. Nie martw się, nie szukaj sposobu by mi podziękować. Nie była to przysługa lub wybór. Musiałem to zrobić i zrobiłbym to ponownie. Chcę tylko mieć pewność, że wszystko z tobą w porządku.

Siadam na łóżku stojącym za mną.

– Znaczysz dla mnie więcej niż myślisz.

Przyciągam kolana do piersi. Jego aluzje są coraz śmielsze, a ja nie mogę starać się ignorować ich więcej. Przynajmniej ma odwagę by mi powiedzieć, nie to co ja.

Siedzę tak dłuższą chwilę i nie patrzę na niego. Słyszę jak głęboko oddycha.

– Wiesz jak długo chciałam powiedzieć ci to samo ?

Unosi brwi do góry i patrzy na mnie zaskoczony, a ja zaczynam się śmiać – Wyglądasz na zaskoczonego.

- Uh… bo jestem.

- Mówiłeś, że nie możesz sprawić żebym cie pragnęła. Możesz. Może nie pokazywałam tego, bo nie chciałam żebyś myślał, że jestem jak inne dziewczyny. Ale wiedz, że … zawsze byłam o nie zazdrosna.

Chłopak przeczesuje ręką włosy – Nie spodziewałem się tego.

- Przepraszam – oblizuję usta – Myślałam, że tak będzie uczciwie.

- Za co przepraszasz ? Myślałem, że już wyraziłem się dosyć jasno o moich rosnących uczuciach do ciebie.

Nabieram powietrza do płuc i wstrzymuje je przez chwilę – I co teraz ?

- Twój ruch, kochanie.

Patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami. Czy on tak po prostu nazwał mnie kochaniem ?

- Spój kto teraz jest w szoku – mówi z uśmiechem

Patrzę na swoje dłonie i lekko się uśmiecham. Tak wiele myśli przeplata teraz mój umysł, ale myśl, że Justin chce mnie jest najważniejsza.

- Myślę, że powinniśmy trochę odpocząć. To był długi dzień – zatrzymuję się na chwilę – Myślę, że powinniśmy zebrać myśli przed dalszą rozmową.

Justin powoli kiwa głową – W porządku … ale jeśli będziesz mnie potrzebować. Jestem tutaj.

Uśmiecham się – Dziękuję.

- Dobranoc – mówi kiedy sięga do lampki by ją zgasić.

- Dobranoc.



***



Budzę się przez jakieś szelesty. Odwracam głowę w stronę zegarka by zobaczyć która jest godzina. Jasne, czerwone, cyfrowe numery na zegarze wskazują godzinę 6:30. Łóżko Justina jest puste. Czyli musiał wstać wcześniej. Rozglądam się po pokoju i odnajduję go grzebiącego w swojej prawie pustej walizce. Sięgam do lampki i zapalam ją przez co natychmiast odwraca się w moją stronę.

- Będziesz lepiej widział – uśmiecham się do niego.

- Przepraszam, nie chciałem cie obudzić.

- W porządku – przeciągam się na łóżku – I tak już jest czas bym się obudziła.

- Hej … uh, wiesz możesz zostać dzisiaj w pokoju i sobie odpocząć. Poradzę sobie sam.

- Ostatnia rzeczą, która chcę zrobić to siedzieć tu samemu i użalać się nad sobą – mówię wstając z łóżka.

Justin stoi przed dużym lustrem próbując zawiązać krawat i co chwilę warczy.

- Kurwa – klnie pod nosem poluzowując niechlujny węzeł, aby spróbować go zawiązać ponownie/

- Wszystko ok ? – pytam nieco rozbawiona.

- Nienawidzę tych pieprzonych węzłów – warczy – Kto to w ogóle wymyślił … Mam nadzieję, że został postrzelony w głowę.

Podchodzę do niego z uśmiechem – Nie musisz ich nosić przez cały czas.

- Ale sprawiają, że wyglądam bardziej formalnie, umiesz to zawiązać ? – pyta odwracając się do mnie z rozwiązanym całkowicie krawatem.

- Ehhh… Tak – przysuwam się bliżej niego i łapię za materiał krawatu.

Zgryzam wargę powstrzymując chichot – Nauczyć cię to wiązać ?

Unosi brwi do góry – Och, to powinno być interesujące – mówi kiedy manewruję krawatem.

- Najpierw musimy to rozplątać … - mówię poluzowując węzeł. Dostosowuje krawat tak by dłuższy koniec znajdował się po prawej stronie. Potem przekładam go pod krótszy koniec, okręcam dwa razy, przenoszę na górę i przeciągam na dół przez utworzoną szparę, tworząc supeł.

- Kto cie nauczył to coś wiązać ?

- Mój tata. Tak na wszelki wypadek gdybym resztę życia musiała spędzić z głupcem, który nie umie wiązać krawatu – mówię układając krawat za kołnierzykiem jego białej koszuli.

- Wyobrażasz sobie, co by teraz powiedział widząc cie wiążącą mi krawat ? – śmieje się.

- A wyobrażasz sobie co powiedziałaby twoja matka widząc mnie wiążącą twój krawat ? – ponownie się śmieje i poprawiam go jeszcze trochę.

Po chwili czuję jak jego ręka ślizga się wzdłuż mojej tali lądują ca biodrze. Nasze oczy się spotykają. Jego głowa obniża i przechyla się nieco dotykając swoimi ustami moich. Są miękkie. Och, tak miękkie i wilgotne.

Na dole mojego brzucha pojawia się przyjemne ciepło.

Ramiona owijam wokół jego szyi, a on swoje wokół mojej talii przyciągając mnie bliżej. Jego wargi pracują przy moich, jego język prosi, żebym wpuściła go do środka. Po chwili łamie się i całkowicie oddaje mu, pozwalając robić ze mną co mu się podoba.

Słyszę jak jęczy kiedy wplątuje palce w jego włosy lekko drapiąc skórę głowy. Pocałunek staje się coraz gorętszy, a Justin przypiera mnie do ściany.

Jego usta odrywają się od moich i wędruję nimi na żuchwę, a następnie na szyję znajdując moje czułe miejsce. Jego ręce wędrują na mój tyłek podnosząc mnie. Nogi instynktownie owijam wokół jego bioder przyciskając go do siebie przez co czuję wybrzuszenie cisnące się w jego spodniach. Nasze usta spotykają się ponownie. Powoli zaczyna kołysać swoimi ocierając się o mnie. Jęczę przez pocałunek i wypycham swoje biodra w jego stronę.

- O Boże, Justin – jęczę mu do ucha co sprawia, że mocniej ściska mój tyłek.

Odciąga mnie od ściany nadal trzymając na ręcach i udaje się w stronę biurka. Sadza mnie na jego krawędzi, a jego ręce wędrują do moich piersi ściskając je lekko.

O tak.

Jedną ręką odsłania mój dekolt i zaczyna składać pocałunki między moimi piersiami. Wbijam paznokcie w jego kark przez co mruczy. Następnie moja ręka porusza się w dół jego klatki piersiowej i zatrzymuję ją poniżej jego pasa. Gryzie skórę na moim obojczyku czekając na mój dotyk, następnie składa tam kilka mokrych pocałunków przez co zostaje nagrodzony pieszczotami jego grubej i twardej męskości. Jęk zadowolenia ucieka z jego gardła i wstrzymuje oddech kiedy mocniej go ściskam.

- O kurwa, to jest takie dobre – czuję jego gorący oddech na mojej skórze i jego rękę która wsuwa się pod moją piżamę.

Nagle odsuwa się ode mnie – Nie – warczy – Nie mogę … nie mogę.

- Nie mogę tego ci zrobić. To nie sprawiedliwe.

- Nie … sprawiedliwe ? – pytam, a mój głos staje się niepewny.

- Nie po tym, co się stało. Nie mogę skorzystać z tego, Edie.

Patrzę w dół na kolana i zaczynam się bawić rąbkiem mojej piżamy – Więc … nie chcesz… - gryzę dolną wargę nie dokańczając zdania i spoglądam na niego.

Justin pociera twarz – Chcę tak cholernie mocno, ale chcę też sprawić żebyś się czuła jak nigdy dotąd.

Mój wzrok kieruje się na wciąż szalejącą wypukłość w jego kroczu.

Przesuwa rękę na kark i pociera go – Chcę abyś była dla mnie gotowa … nie będę w stanie się kontrolować. Nie będę delikatny. A to, co wydarzyło się ostatniej nocy … nie jest dobre.

Zaciskam usta w jedną linię i zsuwam się z biurka – W porządku … - poprawiam swoją piżamę i chowam luźny kosmyk włosów za ucho – Uh… cóż, myślę, że … - biorę przygotowane ciuchy i ruszam w stronę łazienki – Myślę, że po prostu spotkamy się na dole.

- Edie … - Justin woła mnie kiedy otwieram drzwi do łazienki – Edie … czekaj … - nie dokańcza bo zamykam drzwi.




możecie mnie dodać na snapie - trusthimnow 

sobota, 14 stycznia 2017

7: " Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić, Edie "



Justin rusza w naszą stronę, pozwalając drzwiom zamknąć się za nim. Jego oczy są ciemne. To już drugi raz kiedy widzę je takie.

- Mówiłem, żebyś się trzymał z dala od niej – warczy w stronę Scotta.

- To nie jest to na co wygląda – zaczyna się jąkać i odsuwa się ode mnie.

- Nie jest ? – pyta, a następnie chwyta Scotta za koszulkę i rzuca nim w stronę półek. Różne środki czystości spadają na podłogę – Nie jest ?! – teraz krzyczy .

Łapie ponownie Scotta za koszulkę i uderza nim o ścianę, a jego pięść spotyka się z jego twarzą. Natychmiast zaczyna pluć krwią.

Powoli cofam się w kont, a Justin uderza go ponownie.

- Myślałeś, że cie nie znajdę ?! – Krzyczy i uderza go teraz w brzuch na co Scott zgina się w pół.

To go nie powstrzymuje. Scott teraz już leży na podłodze i otrzymuje serie ciosów w twarz. Knykcie Justina są już czerwone, a jego koszulę ozdabiają krople krwi.

- Justin, stop ! – wychodzę z kąta i łapię go za ramie starając odciągnąć, ale to nic nie daje i zadaje mu kolejny cios.

- Justin ! Proszę przestań ! Zabijesz go !

Odsuwa się od niego przez co mam widok na jego zmasakrowaną twarz . Jego klatka piersiowa unosi się szybko.

- Daj spokój. Już zrobiłeś wystarczająco – mówię delikatnie ciągnąc go za ramię.

Powoli wstaje z podłogi i odwraca się do mnie, ale oczywiście przed tym zadał ostatniego kopniaka w żebra Scotta.

- Justin ! – chwytam go za koszulę by zwrócił swoją uwagę na mnie.

Patrzy na mnie i widzę jak jego wściekłość natychmiast się ulatnia – O Boże nic ci nie jest ? – przyciąga mnie do swojej klatki piersiowej i gładzi mnie po włosach.

Czuję jak łzy zaczynają napływać do moich oczu – Skąd wiedziałeś? – szepczę.

- Widziałem cie z nim przy barze. Kiedy wyrwałaś się mu, ale myślałem, że wszystko w porządku ... dopóki nie poszedł za tobą.

Odsuwam się od niego lekko i ocieram łzy – Przepraszam. Powinnam posłuchać ciebie i zostać z Tobą.

Łapie mnie za ramiona – Hej. Nie mów tak. To nie twoja wina. Nie zrobiłaś nic złego.

Przenoszę wzrok na jego tors – Jesteś cały we krwi.

Patrzy w dół na krople krwi znajdujące się na jego koszuli, a następnie na mnie. Na mojej sukience też są plamy, które widocznie odbiły się kiedy mnie przytulał.

- Musimy stąd iść. Ktoś może nas zobaczyć.

Patrzę na poobijanego Scotta leżącego na podłodze. Jego klatka piersiowa unosi się i opada. Przynajmniej oddycha – Co z nim ?

Justin spogląda na niego z drwiącym wzrokiem – Co z nim ? Żyje.

- A co, jeśli ktoś znajdzie go w takim stanie? Mamy reputację do utrzymania. Pamiętasz?

- A co może powiedzieć ? Że próbował cie zgwałcić w składziku dozorcy i obiłem mu mordę za to ? Na pewno nic nie powie.

Łapie mnie za rękę i zaczyna prowadzić w stronę wyjścia. Wysuwa głowę zza drzwi by sprawdzić czy ktoś jest na korytarzu. Ani żywej duszy.

- Dalej chodź – wyciąga mnie ze schowka i zamyka drzwi – Chyba nie ma tutaj innej windy byśmy mogli się dostać do pokoju nie zauważeni – mówi ciągnąc mnie w przeciwną stronę od Sali konferencyjnej.

- Justin ! Edie ! Tutaj jesteście ! – woła głos za naszymi plecami – Szukałem was

Zdajemy sobie sprawę, że głos należy do Boba, który zbliża się do nas. Bob kładzie rękę na ramieniu Justina zmuszając go by odwrócił się w jego stronę. Cofa się kiedy widzi czerwone plamy na jego koszuli.

- Whoa ... co się stało ? – Pyta ostrożnie i odwraca się do mnie – Wszystko w porządku kochanie ? – teraz patrzy podejrzliwie na Justina.

- Wszystko w porządku, Panie Bowden – mówię cicho.

Bob odwraca się za siebie, aby sprawdzić czy nie ma kogoś na korytarzu, a potem odwraca się z powrotem do Justina i szepcze – Co się do cholery stało ? Czy to krew ?

- To tylko mała „sytuacja" , którą musiałem się zająć – Justin odpowiada i kieruje swój wzrok na drzwi od schowka, a po chwili Bob robi to samo.

- Mam cie kryć ? – pyta spokojnie.

- Nie. On nic nie powie.

Bob wzdycha – Jak bardzo jest źle ?

- Będzie żył.

Bob patrzy na nas długo i wzdycha ciężko – No to proponuję się stąd wydostać, zanim ktoś cię zobaczy. Jeśli będziesz mnie potrzebował, po prostu zadzwoń.

- Dzięki Bob.

Bob wyciąga rękę do Justina, a jego oczy wędrują na jego rękę – Och, myślę, że lepiej tego nie róbmy – mówi poprawiając rękawy marynarki.

- Lepiej idź się umyć, synu.

Justin po prostu kiwa w uznaniu, łapie mnie za rękę i zaczyna prowadzić korytarzem.

- Nie będzie To... – zaczynam.

- Nie - odpowiada, zanim mogłam dokończyć.

Wchodzimy do windy i Justin przyciska guzik z numerem naszego piętra. Czuję jak patrzy na mnie przeszywającym wzrokiem. Pewnie zauważył różowe znaki, które znajdują się na moim policzku i szyi. Widzę ja jego oczy ciemnieją, a gniew zaczyna w nim wrzeć po raz kolejny. Gdybym go nie zatrzymała ... nie wiem jak daleko by się posunął.

- Jesteś gdzieś ranna ? – Pyta kiedy wychodzimy z windy.

Potrząsam głową – Nie. Tylko trochę boli mnie głowa, bo Scott uderzył nią kilka razy o ścianę i ... - zatrzymuję się, bo widzę, że ciemna zasłona gniewu ponownie się w nim rozwija. Postanawiam nic już nie mówić o tej sytuacji i chrząkam by oczyścić swoje gardło.

- Wszystko w porządku – odwracam się od niego i próbuję opanować dreszcze, które mnie przechodzą na same wspomnienia tego co działo się w schowku.

Idziemy w milczeniu do pokoju. Przepuszcza mnie w drzwiach.

- Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić, Edie.

- Dziękuję Justin – mówię dziwnie spokojnie – Trzeba to przemyć. Chyba mam coś w mojej torbie by to zrobić – zaczynam grzebać w mojej walizce.

- Edie stop – Jego głos też jest już spokojny, chwyta mnie delikatnie za rękę – To nie jest dobry pomysł, by zachowywać się tak jakby nic się nie stało.

Patrzę na niego. Tyle emocji przebiega przez moje ciało – Co mam zrobić ? – pytam – Płakać? Bać się ? Nie wiem. Wstyd mi. Nie podoba mi się uczucie bezradności, Justin. To właśnie ja. Absolutnie bezradna.

- Nie zawsze trzeba robić wszystko na własną rękę. Czasami potrzeba trochę czyjejś pomocy. Nie ma nic w tym złego.

Patrzę na niego powstrzymując łzy. Jego widok przypomina mi co zrobił dla mnie. Uratował mnie. Ubrudził swoje ręce krwią by mnie chronić. Nie mogę pozbyć się myśli, że ktoś chciał coś dla mnie zrobić.

- Trzeba posprzątać. Masz jutro zajęty dzień – szepczę mając nadzieję, że po prostu pozwoli mi odejść.

Wzdycha- Nie odpychaj mnie. Proszę. Chcę ci pomóc. Ale nie wiem jak to zrobić. Czuję się...

- Bezradny ? – kończę za niego – To nie jest dobre uczucie co nie ?

Kręci głową – Nie.

- Po prostu potrzebuję trochę czasu, Justin.

Teraz kiwa głową, przyjmując moją prośbę – Dobra, idę się umyć – odwraca się i idzie do łazienki.

- Pozwól mi spojrzeć – Mówię podchodząc do niego kiedy stoi przy umywalce i myje ręce. Pokazuje mi prawą rękę. Trochę zadrapane i sine, ale raczej nic nie ma złamane.

- Boli ? – Pytam delikatnie naciskając na każdą kostkę. Krzywi się z lekkim jękiem.

- Niestety – mówi opierając dłoń na umywalce, a ja wyciągam gazę i wodę utlenioną.

- Edie, nie musisz ...

- Proszę pozwól mi. Chcę ci się jakoś odwdzięczyć.

Patrzy na mnie tym dziwnym wzrokiem.

Pochyla się nade mną.

- Przepraszam, Edie - Mówi, patrząc prosto w moje oczy.

- Przepraszasz za co ? – pytam nie wiedząc o co chodzi, ale nie odwracam wzroku od tego co robię – To ja powinnam ciebie przeprosić.

-Nie, przepraszam - Jego ton głosu sprawia, że spoglądam na niego. - Za wszystko.

-Justin...

- Nie. Słuchaj – Przerywa mi – Byłem straszny dla ciebie. Wszystkie te okropne rzeczy, które o tobie mówiłem. Wszystko robiłem to celowo, aby zamienić twoje życie w piekło... wiesz dlaczego to robiłem ?

Potrząsam przecząco głową.

- Nie mogłem cie oszukać – mówi patrząc w dół na nasze złączone dłonie – Nie mogłem dowiedzieć się jak sprawić, że ... będziesz mnie chciała. Widziałaś moje niedoskonałości podczas, gdy inni widzieli tylko mój wygląd i to, że dobrze wykonuję swoją pracę. Nienawidziłem tego.

- Nikt nie jest doskonały – zapewniam go.

Biorę głęboki oddech – To co się zmieniło między nami w ciągu ostatnich kilku dni, pozostanie ?

Kiwa głową – Tak. Pozostanie.

Justin zakłada luźny kosmyk moich włosów za ucho – Nie chcę wracać do przeszłości i nigdy więcej nie chcę cie krzywdzić.

Uśmiecham się do niego - Musimy odpocząć. To był długi dzień.

Odchodzę by się przebrać, ale po chwili się zatrzymuję, bo czuję jak Justin łapie mnie za rękę i chyba nie ma zamiaru mnie puścić. Patrzę na nasze ręce, a potem na niego. Czuję jak moje serce mięknie, gdy widzę wyraz tęsknoty na jego twarzy. Chcę wiedzie co teraz czuję. Muszę.

- Idę wziąć prysznic - Mówię, wsuwając dłoń z jego uścisku - Dziękuję, Justin – mówię kiedy jestem już przy drzwiach.

- Nie musisz mi dziękować.

Patrzymy na siebie chwilę, która wydaje się być wiecznością, ale w efekcie wycofuje się i zamykam za sobą drzwi.







***



Nie wiem jak udało mi się to napisać, ale macie i się cieszcie :D

piątek, 13 stycznia 2017

6: " Nie mógł od ciebie oderwać wzroku "

To jest kolejny długi dzień między dwoma mężczyznami . Justin jest bardzo wkurzony, że Scott przystawia się do mnie i kiedy tylko otrzymujemy informację, że wykłady się skończyły szybko staje na proste nogi.

- Chodź tu. Chcę żebyś kogoś poznała – mówi odciągając mnie od Scotta tak szybko jak to możliwe.

Czuję przyjemne ciepło kiedy obejmuje moją talie.

Prowadzi mnie do starszej pary, wyglądają na około sześćdziesiąt lat. Zauważałam ich w ciągu ostatnich dni jak cały czas się gdzieś śpieszyli. Chyba są kimś ważnym.

- Och Justin, kochanie ! Jak się masz? – pyta kobieta zarzucając mu ręce na szyję.

- Cześć Jeanette. Dobrze, a ty ? – odpowiada ciepło, po chwili jej oczy lądują na mnie.

- A kto to jest ? – mówi odchodząc od Justina – To twoja dziewczyna ? Twoja matka mówiła, że jesteś tutaj z kimś wyjątkowym. Ona jest wspaniała Justin, Jeanette Bowden miło mi poznać – Wyciąga do mnie rękę.

Uśmiecham się do niej szeroko – Edie Phillips, mi również miło poznać, ale nie jestem wspa...

- Och, Bob !! – Jeanette odwraca się ode mnie i macha do mężczyzn którzy stoją kawałek dalej i rozmawiają – Bob kochanie, chodź poznać dziewczynę Justina.

Starszy mężczyzna patrzy na mnie, a potem na Justina – Hej Justin, co tam słychać w sporcie ? – ściskają sobie dłonie, a potem patrzy na mnie – Więc kim jest ta urocza panna ?

- Bob, to Edie

- Czyż ona nie jest piękna, Bob ? Mówię ci to będzie kolejna para która przejmie firmę.

- Um... ona nie jest um... moją dziewczyną – Justin mówi trochę zawstydzony.

Jeanette marszczy brwi – Nie jest ? – Patrzy na mnie.

- Nie. Nie jestem – odpowiadam cicho.

- A dlaczego nie Justin ? Spójrz na nią – Bob pyta wskazując na mnie ręką.

- Och, po prostu dzielimy biuro. Mój wuj nie mógł tutaj przyjechać, więc Edie jest w zastępstwie – odpowiada się drapiąc się po karku.

Stoimy tak w ciszy przez chwile, a ja patrzę na Justina.

- Dobrze. To było trochę niezręczne – Jeanette odzywa się przełamując ciszę – Nie ważne co mówiłam wcześniej i tak miło cie pozna moja droga – Uśmiecha się szeroko do mnie

- Mi ciebie również.

- Masz szczęście mając takiego mężczyznę, który pokazuje ci wszystkie tajniki tego biznesu, Edie – Odzywa się Bob - On naprawdę jest mistrzem w tym co robi. Chciałbym mieć chociaż połowę jego umiejętności, gdy byłem w jego wieku.

- Wiem o tym, nie musi mi pan mówić - Zerkam na niego by zobaczyć jego reakcję.

- Sprawiacie, że się rumienię – Uśmiecha się nieco krzywo.

O Boże on sie na serio rumieni.

Rozmawiamy jeszcze chwilę, a potem Bob zabiera Justina na bo by porozmawiać z przedstawicielami innych firm. Jeanette oprowadza mnie dookoła przedstawiając mnie w kilku grupkach kobiet. Dodaje też że pracuję u boku samego Justina Biebera

Zawsze wiedziałam, że Justin jest dobry w tym co robi, ale nigdy nie wiedziałam, że wszyscy w firmie tak go podziwiają. Może nieco źle go osądziłam. A może nie chcę pogodzić się z faktem, że jesteśmy dla siebie coraz milsi.

- Więc, ty i Justin ... po prostu dzielicie biuro ? – Jeanette pyta kiedy mamy trochę czasu sam na sam.

- Tak, już około 8 lat.

- 8 lat ? Byłaś w stanie oprzeć się temu uwodzicielowi ?

Rozszerzam nieco oczy – Przepraszam ?

- Och, daj spokój kochanie. Wiesz ile jest tutaj kobiet gotowych by wydrapać ci oczy za to że dzielisz biuro z tym chłopakiem ?

Posyłam jej mały uśmiech – Jestem w pełni świadoma wszystkich fizycznych aktów Justina, ale my ściśle trzymamy się tylko biznesowych relacji.

- Możesz tak myśleć, ale ja sądzę coś innego.

- A co sprawia, że tak sądzisz ?

- Nie mógł od ciebie oderwać wzroku kiedy Bob go zabierał. Nigdy nie widziałam żeby robił tak wcześniej. Obie wiemy, że każda kobieta go pragnie, a on jednym ruchem może sprawić, że miękną jej kolana. A wszystko co teraz robi to parzy na ciebie.

W moim żołądku wybucha stado motyli, odwracam się i nasze spojrzenia się krzyżują. Stoi ode mnie niecałe pięć metrów w kółku z czterema innymi facetami.

To nie jest to spojrzenie, którym się rozgląda szukając mnie. Ono jest pełne pragnienia, jest takie same jak to którym patrzył na mnie wczoraj wieczorem.

- Och, on po prostu pilnuje mnie, przez to czuję się tutaj przy nim jak dziecko.

- Kogo starasz się oszukać ? Mnie ? .... Czy siebie ? – mówi Jeanette.

Spoglądam w dół na podłogę, bo nagle wydaje się być ciekawa i zaciskam usta w wąską linie.

- W porządku kochanie. On na pewno wszystko ci powie, kiedy poczuje się bardziej pewnie – klepie mnie w ramię – Będę się zbierać do pokoju, a ty –wskazuje na mnie – powinnaś iść do niego i go pilnować, bo kilka kobiet ostrzy sobie pazurki na niego.

Spoglądam na nią – Dziękuję, pani Bowden.

Jeanette odchodzi ode mnie, a ja odwracam się i znowu patrzę na Justina. Tak. Wciąż jego wzrok jest zawieszony na mnie. Ruszam w jego stronę, a po chwili czuję jak ktoś chwyta mnie za nadgarstek.

- Tu jesteś. Szukałem cie – Odzywa się Scott.

- Cześć. Właśnie szłam do Justina.

- Ehh... trochę nudny plan. Mogę postawić ci drinka ?

Patrzę na Justina, a następnie z powrotem na Scotta. On na pewno będzie chciał zostać na dole, a ja będę siedziała sama w pokoju.

- Pewnie – przystaję na jego propozycję, bo nie mam niczego ciekawego do roboty w pokoju. Scott łapie mnie za rękę i oddalamy się od wzroku Justina.

Znaleźliśmy miejsce przy barze i zamówiliśmy kilka drinków.

- Bowden nazwała cię dziewczyną Justina ? – mówi Scott popijając swoją szkocką.

- Yep, ale szybko to odwróciliśmy – odpowiadam.

- Ale wy tylko dzielicie biuro ?

- Tak. Nic więcej.

- Ok, ale nigdy nie chciał spędzić z Tobą trochę czasu sam na sam ?

- Nie wiem. Sam go zapytaj.

Scott mruży oczy – Jesteś na mnie zła, czy co ?

- Dlaczego tak myślisz ?

- Kiedy pytam o Justin nie chcesz nic mówić, albo odpowiadasz chamsko.

- A co mam ci on nim mówić ?

- Cóż chcę wiedzieć czy jestem bardziej atrakcyjniejszy dla jego „dziewczyny"

Spoglądam na niego – Czy to ważne ? Wyglądasz na faceta, który bierze co chce, niezależnie od tego czy dziewczyna jest dostępna czy nie.

Na jego ustach powoli formuje się uśmiech – Czyli myślisz, że jestem przebiegły ?

Przesuwam powoli palcem wzdłuż rurki od drinka.

- Myślę, że flirtuje Pani ze mną, Pani Phillips – mruczy pochylając się w moją stronę.

- Nienawidzę tego, że jesteś zawsze taki pewny – Uśmiecham się, patrząc z dala od niego.

- Przetestuj mnie – Szepcze, a jego ręka trafia na moje kolano, powoli przesuwając się do góry.

Patrzę na jego rękę. Uczucie zaniepokojenia rośnie wewnątrz mnie.

- Twój czas się chyba kończy, Scott – Stwierdzam i z rzucam jego rękę.

To go nie zadowoliło. Jego oczy ciemnieją i zaciska zęby – Może powinnaś sobie zdać sprawę z kim rozmawiasz. Tak możesz rozmawiać z Justinem i po za tym nikt nigdy mi nie mówi co mam robić. Jak wcześniej mówiłaś jestem typem faceta, który bierze co chce i wezmę to co chce Justin.

Podnoszę się z krzesła i chwytam torebkę – Widzę, że to był zły pomysł. Dziękuję za drinka, ale muszę już iść.

Staram się iść tak szybko jak to możliwe, ale Scott nie pozwala mi daleko odejść, bo łapie mnie ponownie za nadgarstek. Tym razem mocniej.

- Scott. Proszę puść. To boli – próbuję się wyrwać, ale jego uścisk się wzmacnia.

- Nie biorę „ Nie" za odpowiedź.

Wyszarpuję swoją rękę z jego uścisku – No to teraz musisz wziąć – stwierdzam, odwracając się na pięcie, by uciec tak daleko, jak to możliwe.

Znalazłam się w korytarzu pomiędzy barem a salą konferencyjną i rozważam czy znaleźć Justina i powiedzieć mu co się stało, czy nie. Może nie powinnam. Był by na mnie zły za to, że pozwoliłam by to się wydarzyło.

Postanawiam po prostu pójść do toalety, by się uspokoić i zebrać myśli. Wędruję dalej, a odgłosy rozmów cichną. To musi być gdzieś tutaj. Rozglądam się po korytarzu i widzę kawałek dalej znak, który wskazuje toalety.

Powoli staram się przetworzyć wszystko to co się stało. Nagle czuję parę rąk która chwyta mnie w tali i wciąga do jakiegoś składziku.

Odwracam się i widzę Scotta zamykającego drzwi. Czuję jak serce podchodzi mi do gardła, bo zdałam sobie sprawę co się dzieje.

- Scott, proszę ...

- Zamknij się – Warczy podchodząc do mnie – Powiedziałem ci, że nie biorę „ Nie" za odpowiedź. Przyciska mnie do ściany i przesuwa palcem po moim policzku, jęk zadowoleni wydobywa się z jego gardła. Odwracam twarz od niego.

- Coś nie tak kochanie ? Boisz się ? – Łapie moją twarz i przyciska całą głowę do ściany.

Skomlę cicho. Strach przeszywa całe moje ciało. Odsuwa moją głowę na bok, chowa swoją twarz w zagłębieniu szyi i bierze głęboki oddech – Mmm... to jest normalne. Można się bać – Szepcze mi do ucha i chwyta moją rękę zmuszając bym dotknęła jego erekcji.

Łzy pojawiły się w moich oczach. To nie może się dziać. Chcę walczyć, krzyczeć, ale nie mogę. Całe moje ciało jest sparaliżowane. Nigdy nie wiedziałam, że można być aż tak przerażonym.

Zaczynam szlochać kiedy prowadzi moją rękę wzdłuż jego długości.

- Nie rób tego proszę. Po prostu daj mi odejść. Nic nikomu nie powiem, Przysięgam to ... - Próbuję dokończyć, ale ponownie przyciska mnie do ściany co powoduje mój krzyk.

- Mówiłem żebyś się zamknęła. Teraz bądź grzeczną dziewczynką i daj mi to co chcę – Jego ręka ześlizguje się na dół mojej sukienki i ciągnie ją do góry, palcami przesuwa po moich koronkowych majtkach. Zmusza mnie bym podniosła swoją głowę do góry i wpycha mi język do gardła – Smakujesz lepiej niż sobie to wyobrażałem – Uśmiecha się w moje usta.

Zamykam oczy i odwracam głowę by powstrzymać go od ponownego całowania mnie. Nagle rozbrzmiewa dźwięk rozpinającego paska.

- Nie. Nie. Nie. Proszę, nie – Szarpię się kiedy jego palce próbują zedrzeć ze mnie majtki.

- Nie ruszaj się – warczy ściskając moje ręce razem, a potem uderza mnie w twarz co na chwile mnie ogłusza.

Stłumione dźwięki powodują, że Scott sztywnieje.

- Edie ? – odzywa się głos zza drzwi.

Oczy Scotta się poszerzają kiedy patrzy na mnie – Ani słowa – syczy zaciskając ręce na mojej szyi.

- Edie ? Jesteś tam ? – Ponownie głos odzywa się i ktoś rusza klamką.

To Justin. O Boże. To Justin.

Gromadzę w sobie całą odwagę jak mi pozostała – Justin ! Jestem tutaj ! Pomóż mi ! – Krzyczę.

- Głupia suko ! – wydziera się Scott uderzając mnie ponownie w twarz.

W ułamku sekundy drzwi wylatują z zawiasów, a Justin pojawia się w schowku.





******

Scott aka chujek :)))

Chciałabym żeby każdy kto czyta to ff napisał w komentarzu jak do tej pory podobają się rozdziały :D

poniedziałek, 26 grudnia 2016

ŚWIĄTECZNY ROZDZIAŁ



[ NIE MA ON ŻADNEGO POWIĄZANIA Z FABUŁĄ OPOWIADANIA ]


Edie's POV

Powoli schodzę po schodach i udaję się do kuchni po coś do picia, bo niestety na tylko taki powolny chód pozwala mi mój obecny stan. Nie powiem jest to uciążliwe, ale to niedługo się skończy, a mianowicie na świat przyjedzie mała istotka, która jest owocem mojej i Justina miłości.

Jego poczęcie ( tak będzie to chłopiec) było nie planowane, po prostu po naszym szalonym wypadzie do klubu z Megan i Davidem około 10 miesięcy temu, trafiliśmy do mojego mieszkania pijani i do tego Justin był napalony jak cholera.

Mimo moich oporów, uwiódł mnie i z tego pośpiechu zapomniał gumki, a ja miałam udać się do ginekologa po tabletki dopiero za kilka dni, ale jak widać trafiłam tam z innego powodu.

Na początku byłam wkurzona na Justina, bo to przez jego chcice i jeszcze nie byłam gotowa na dziecko, ale potem kiedy zobaczyłam zdjęcia z USG zakochałam sie w tym maluszku.

Justin też za bardzo nie był gotowy na taki krok, ale również po zobaczeniu zdjęć zakochał się, a szczególnie cieszył się kiedy dowiedział się, że będzie to chłopiec. Od razu zaczął urządzać pokój dla małego i planować co będą razem robić kiedy sie urodzi. Wyglądał wtedy tak słodko, chodził z wielkim uśmiechem po pokoju, który ma należeć do Alexa i mówił do siebie.

Kiedy byłam w piątym miesiącu kupiliśmy całkiem spory dom. Bo jak to stwierdził Justin "będziemy mieli teraz jednego członka więcej naszej małej rodziny, więc nie będziemy się upychać w mieszkaniu".

Dom znajduje sie na obrzeżach miasta i Justin nawet nie ma daleko do firmy wuja. Ja niestety jak na razie nie pracuję, a bardzo bym chciała, bo strasznie sie nudzę sama w domu. Czasem wpadnie moja lub Justina mama zajrzeć czy dobrze się czuję i obie przywożą mi przeróżne potrawy, które same spożywały w ciąży i dzięki nim nasze dziecko ma być zdrowe i silne.

W kuchni spotykam Sarę, naszą gosposię, która zjawia się tutaj kiedy trzeba ugotować coś na specjalną okazje, a dzisiaj jest Boże Narodzenie i razem z Justinem wyprawiamy świąteczny obiad, na którym mają pojawić sie rodzice, wujek Eddie z ciocią i nasi przyjaciele Megan i David, którzy od niedawna są razem.

Po przywitaniu się z Sarą i nalania sobie szklanki soku pomarańczowego wychodzę z kuchni, bo jak bym została tam dłużej to zrobiłabym się głodna, a jem teraz za dwóch i zjadłabym te wszystkie pyszne rzeczy, które są już gotowe.

Udaję się do salonu gdzie stoi ogromna choinka, którą ubierałam razem Justinem kilka dni temu, niestety nie mogłam założyć gwiazdy, bo ważę teraz dwa razy więcej i mimo tego że Justin nosił mnie już nie raz to nie chciałam, żeby mnie podnosił, bo choinka jest spora, a ja nie chciałam żeby sobie złamał rękę czy coś od mojego ciężaru. Siadam powoli na kanapie. Włączam telewizor i szukam czegoś ciekawego, ale jako że są święta to leci akurat dużo bajek. Zostawiam na Sherku, bo lubię to bajkę i zaczynam oglądać popijając sok.

Jest już dziesiąta, a Justin jak wyszedł rano, bo musiał załatwić jakąś sprawę, tak nadal go nie ma. Obiecał wrócić szybko, a minęły już ponad dwie godziny.

Nie mówicie mi teraz, że jestem jakaś zrzędliwa, ale stęskniłam się za nim i do tego moje hormony.

Miałam już kilka takich sytuacji, że on wychodził do pracy, a ja po kilku godzinach zaczynałam płakać, bo tęskniłam. Dzwoniłam wtedy do niego i beczałam mu do słuchawki, a on wtedy wychodził z pracy i przywoził mi dużo słodkości. Mówiłam już jak bardzo go kocham? 

Po chwili słyszę dźwięk zamykanych drzwi i w salonie pojawia się Justin z czerwonymi policzkami i płatkami śniegu we włosach. Widocznie zaczęło padać. Och... jak ja dawno nie byłam na dworze, chyba jak była moja ostatnia wizyta u lekarza dwa tygodnie temu. Od kiedy spadł śnieg i jest ślisko na dworze Justin zabronił mi wychodzić samej, bo boi się że coś mi się stanie.

- Cześć kochanie - Siada obok mnie i całuje mnie w czoło.

- Hejjj - przeciągam i przytulam się do niego.

- Jak się czujesz? - pyta głaszcząc mój brzuch. Wiem, że uwielbia to robić, tak jak całować, przytulać i mówić do niego.

- W porządku. Możemy wyjść do ogrodu? Będę ostrożna.

- Dobrze - całuje mnie ponownie w czoło.

Pomaga mi powoli wstać i idziemy ubrać się w kurtki.

Gotowi przechodzimy przez salon i wychodzimy drzwiami tarasowymi do ogrodu. Schodzimy po trzech schodkach i i zaczynamy spacerować po nie dużym ogrodzie. Śnieg nadal pada. 

Siadam na huśtawce, która jest tu odkąd kupiliśmy ten dom i powoli sie bujam. Justin stoi przede mną z wielkim uśmiechem. Następnie klęka i obejmuje mnie w pasie przytulając się do mojego dużego brzucha.

- Kocham was bardzo - mówi patrząc mi w oczy.

- My ciebie też kochamy, Justin - uśmiecham się do niego szeroko, a on ponownie przytula się do mojego brzucha, a ja głaszcze go po włosach. Uwielbiam tą słodką stronę Justina.

Po kilku minutach postanawiamy wrócić do domu, bo robi nam sie już zimno.

Kiedy już jesteśmy w środku to udajemy się do kuchni. Tam okazuje się, że już wszystko jest gotowe. Dziękujemy Sarze za wszystko i przy wyjściu Justin przekazuje jej należną sumę pieniędzy.

Będąc sama w kuchni postanawiam spróbować trochę ciasteczek, które przygotowała Sara. Są bardzo dobre, więc nawet nie zauważyłam kiedy a zjadłam pięć. Nagle czuję jak Justin przytula mnie od tyłu.

- Nie zjedz wszystkich, goście na pewno będą chcieli spróbować i ja też - chichocze całując mnie w szyję.

- Możesz teraz spróbować - odwracam sie do niego i wysuwam w jego stronę ciastko - a gościom nic o nich nie powiemy - dokańczam uśmiechając sie szeroko na co zaczyna się głośno śmiać.

- Ale z ciebie podstępna mamuśka. Chciałaś wszystkie ciastka dla siebie.

- Ejj wcale nie to ten mały bobas - wskazuje na brzuch - chce ciastka.

- Tak, tak najlepiej wszystko zrzucić na małe dziecko, które nawet się jeszcze nie urodziło - dokucza mi.

- Ale to naprawdę on - mówię jak małe dziecko, które przekonać rodziców, że to nie jego wina.

- Oj już dobrze - cmoka mnie w usta - nie powiemy im nic o tych ciastkach - powoli łączy nasze usta w delikatnym pocałunku. Nasze usta ocierają się o siebie i w końcu czuję jego język na moich ustach proszący o dostęp, którego mu nie daję i przerywam pocałunek.

- Ciasteczko? - pytam machając mu ciasteczkiem przed nosem.

- Mówiłem już, że cie kocham? - pyta śmiejąc się.

- Chyba nie - odpowiadam odkładając pudełko z ciasteczkami. Odwracam się do niego z powrotem i zarzucam ręce na szyję.

- Naprawdę? - pyta robiąc minę smutnego szczeniaczka.

- Och... no, dobra mówisz mi to codziennie kilka razy - mówię głaszcząc jego policzek.

- I powiem to jeszcze raz Kocham Cię bardzo mocno, Edie - cmoka mnie w czoło - i ciebie też synku - pochyla się całuje mój brzuch.




*-*-*-*

Po przygotowaniu wspólnie stołu udaliśmy się na górę by się przebrać.

Założyłam na siebie szarą materiałową sukienkę z rękawem trzy- czwarte, która uwydatnia moje kształty jaki i brzuch przy tym nigdzie mnie nie upijając. Justin ubrał czarne spodnie od garnituru i białą koszulę. To wystarczyło by wyglądał perfekcyjnie. Gotowi zeszliśmy na dół, bo za chwilę mieli pojawić się goście.

*-*-*-*

Obecnie siedzimy przy stole i w końcu jemy, bo już myślałam, że dzisiaj nie zaczniemy, po tym jak moja mama i Justina zasypały mnie pytaniami. Moim jedynym sojusznikiem była Megan, która próbowała mnie ratować z sideł mam, bo Justin został porwany do końcika facetów i popijali sobie whisky.

Kiedy wszyscy się najedli przenieśliśmy się do salonu, by wręczyć sobie prezenty.

Ja z Justinem głównie dostaliśmy rzeczy dla dziecka. Zaczynając od słodziutkich ubranek aż po zabawki, a od Megan i Davida dodatkowo dostaliśmy koszulki, ja z napisem " Super Mama " i szkicem kobiety podobnej do mnie, a Justin z " Super Tata " i też ze szkicem mężczyzny podobnego do niego.

Na końcu przyszła pora bym ja wręczyła prezent Justinowi, a był to nieśmiertelnik, który z jednej strony miał datę od kiedy jesteśmy razem, a z drugiej napis " Na zawsze i jeden dzień dłużej " i zegarek, bo poprzedni zepsułam, a on ma obsesję na ich punkcie. Po jego szerokim uśmiechu mogłam wywnioskować, że mu się podoba. Podziękował mi mocnym przytulasem i pocałunkiem w usta.

- Dobrze teraz pora na mnie, za chwile wracam - wyszedł z salonu, a po chwili wrócił z dwoma mężczyznami, którzy wnieśli wielkie pudło.

- O boże, co to jest - pytam wstając z kanapy.

Podchodzę bliżej i oglądam, ale nigdzie nie ma żadnego napisu, bo całe pudło jest oklejone kolorowym papierem i jest przewiązane dużą, czerwoną kokardą.

- Odpakuj i zobacz.

Zaczynam powoli zrywać papier i zaraz widzę kawałek napisu.

- Łóżeczko? - pytam z uśmiechem.

- Tak, ale to nie jest zwykłe łóżeczko - obejmuje mnie w pasie jedną ręką, a ja zrywam dalej papier. To jest łóżeczko, które ostatnio znalazłam przeglądając stronę jednego ze sklepów dziecięcych i zakochałam się w nim.

- Ale skąd wiedziałeś? - odwracam się w jego stronę.

- Ostatnio zasnęłaś z laptopem na kolanach i wyłączając go zobaczyłem, że oglądałaś to łóżeczko - odpowiada.

- Aww... Dziękuję - całuję go w policzek.

- Ale to jeszcze nie wszystko - mówi grzebiąc w kieszeni - Tak więc Umm... - schyla się by uklęknąć, a w moich oczach pojawiają się łzy, bo już wiem co chce zrobić.

- Czy ty Edie Phillips, matka mojego dziecka uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

Odpowiedź jest oczywista.

- Tak, Justin. Zostanę twoją żoną - odpowiadam, a łzy zaczynają spływać po moich policzkach.

Zakłada piękny pierścionek na mój palec serdeczny, podnosi się się ściera moje łzy.

- Kocham cie - łączy nasze usta w pocałunku. Kiedy my sie całujemy reszta zaczyna bić brawo. Po chwili odrywamy się od siebie.

- Ja też cie kocham Justin - przytulam go.

Byliśmy tak jakby wrogami, ale staraliśmy nie zwracać na siebie uwagi, teraz spodziewamy się dziecka i zostaniemy małżeństwem. Czy to niesamowite? 

*-*-*-*


Rozdział miał się skończyć na sytuacji z ciasteczkami, ale nie mogłam tego tak zostawić i oto jest około 1600 słów. Mam nadzieję, że się podoba :) napiszecie o tym w komentarzu.

PRZEPRASZAM ZA EWENTUALNE BŁĘDY, ALE NIE MAM DOSTĘPU DO KOMPUTERA. SPRAWDZĘ TEN ROZDZIAŁ JUTRO.

JESZCZE RAZ WESOŁYCH ŚWIĄT!!

poniedziałek, 19 grudnia 2016

5: " Jestem tylko człowiekiem, Edie "



Edie’s POV


Pozwalam sobie wziąć głęboki oddech, gdy drzwi od łazienki się zamykają. Co tu do cholery się stało ?

Wszystko o czym teraz myślę to jego spektakularne ciało. Rany, to było lepsze niż kiedykolwiek mogłam sobie wyobrazić. Jego ramiona, umięśnione i z dobrze widocznymi żyłami.

Biceps i triceps odznaczały się kiedy oparł się o biurko.

Jego szeroka klatka piersiowa i pasek włosków, które są rozmieszczone od pępka w dół. Jest ich wystarczająco by było je dokładnie widać, ale nie za dużo, idealnie wyrzeźbiona linia w kształcie V, która bezpośrednio prowadzi w dół do lekkiego wybrzuszenia, które kryło się pod białym ręcznikiem. Ok, było więcej niż niewielkie. Nie dziwię się czemu jest tak pewny siebie.

A potem, Boże sześciopak, aż musiałam policzyć. Jego ciało jest umięśnione, że mógłby spokojnie zostać modelem i reklamować bieliznę, po prostu jest… doskonały.

I to kiedy przycisnął mnie do biurka, a ja próbowałam oprzeć się mu. Co on w ogóle robił ? Uwodził mnie ? O tak, a mi było tak cholernie trudno zignorować go.

Ale przecież to nie ma sensu – podpowiada mi ten mały głosik w mojej głowie. Przecież się nienawidzimy, nigdy nie zwracał na mnie uwagi, a co dopiero powiedział, że jestem atrakcyjna.

Co by było gdybym nie prosiła go aby się odsunął ? A co jeśli chciałam, żeby zrobił cokolwiek ze mną ?

W mojej głowie pojawiają się wizje wszystkich wspaniałych rzeczy jakie moglibyśmy teraz robić. Te wszystkie pomysły wywołują, że na całym moim ciele rozlewa się przyjemna fala ciepła.

Nagle drzwi od łazienki się otwierają. Weź się w garść, Edie. Justin wychodzi z niej zbierając swoje rzeczy. Po ich odłożeniu wspina się na łóżko i przykrywa się kołdrą.

Patrzę na niego gdy przechodzę obok.

- Zgasić światło ? – pytam spokojnie, stojąc między łóżkami.

- Tak – szepcze zerkając na mnie.

Sięgam do lampki o wyłączam światło. On nadal patrzy prosto na mnie. Powoli udaje się do swojego łóżka.

W pokoju zapanowuje cisza. Światło z lampy, która stoi na parkingu przedziera się między zasłonami, tworząc pasy na suficie.

- Jestem tylko człowiekiem, Edie – jego głos przerywa ciszę.

Waham się przez chwilę, zanim odpowiadam cicho – Jestem tego w pełni świadoma, że jesteś człowiekiem.

- Czasem człowiek nie może nad sobą zapanować, zwłaszcza gdy bywa kuszony.

Patrzę w sufit nie wiedząc co odpowiedzieć. Czuję trzepotanie w żołądku – Justin… musisz uważać na to co mówisz. Nie możesz potem cofnąć tych słów- szepczę.

- Nie, nie mogę ich cofnąć i nie zamierzam.

Zamykam oczy nie wiedząc co zrobić lub powiedzieć. Mój umysł rozciąga się w różnych kierunkach. Część mnie chce mu powiedzieć, żeby się w końcu zamknął. Część chce, żebyśmy dalej rozmawiali. A inna krzyczy na mnie, żebym przeszła do jego łóżka i położyła się z nim.

- Myślę, że powinniśmy iść spać – mój ton jest zaskakująco słaby.

Justin zatrzymuje się przed udzieleniem odpowiedzi i mówi tylko – Dobranoc, Edie.

- Dobranoc – odwracam się do niego plecami i staram się zasnąć.



*-*-*-*



Nie mogłam spać w nocy. Nie ze strachu przed kolejną konfrontacją z nim dzisiaj. Nie dlatego, że muszę wytrzymać z nim jeszcze cztery dni.

Wstaję wcześniej niż wczoraj. Częściowo dlatego, że nie mogę już wyleżeć w łóżku, a także niewielka część mnie pragnie, aby dać mu trochę więcej czasu na przygotowanie niż wczoraj.

Po szybkim prysznicu, ubieram się w czarną sukienkę z rękawem trzy-czwarte. Siłuję się przez dłuższą chwilę z zamkiem, ale nie śmiem pójść do niego i prosić o pomoc.

Włosy układam w luźne fale i nakładam lekki makijaż. Kończę wszystko o godzinie 8:00. Wychodzę z łazienki i widzę cierpliwie czekającego Justina, który ogląda telewizję.

- Um… Skończyłam już… Próbowałam dać ci trochę więcej czasu niż wczoraj.

- Dzięki – wstaje i łapie swoje rzeczy.

Staram się nie złapać z nim dłuższego kontaktu wzrokowego, ale nie mogę się oprzeć kiedy przechodzi obok mnie. Staram się odwrócić wzrok, ale nie potrafię. Ciężar jego spojrzenia powoduje, że miękną mi kolana.

Robię wszystko by wypchnąć myśl z mojego umysłu, że on tam jest teraz nagi pod prysznicem. Ścielę swoje łóżko, sprawdzam czy wszystko mam w torebce i przygotowuję swoje notatki.

Justin wychodzi z łazienki znacznie szybciej niż się spodziewałam. Dziś ma na sobie czarny garnitur i białą koszule z czarnymi krawędziami. Och, to wygląda tak dobrze.

- Mamy jeszcze sporo czasu. Jesteś głodna ? – pyta.

- Bardzooo – przeciągam

- Ja też. Myślę, że zdążymy wziąć sobie po rogaliku i kawie, zanim się zacznie.

- Było by fajnie – mówię, odwracając się by chwycić torebkę.

- Um… twoje… uh – zaczyna się jąkać czym zwraca z powrotem na siebie moją uwagę.

- Co ?

Justin drapie się po szyi i wskazuje na moje plecy – Zamek od twojej sukienki jest uh… nie zapięty do końca – mamrocze.

Moje oczy się rozszerzają, natychmiast się odwracam i podchodzę do lustra. No tak rzeczywiście, zamek jest zapięty tylko do połowy – Myślałam, że zapięłam go do końca – staram się poruszać rękami tak aby zapiąć zamek.

- Och, może ci pomóc ? – pyta stojąc za mną.

Patrzę na jego odbicie w lustrze – Jeśli ci to nie przeszkadza – odpowiadam ostrożnie.

Wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Dotyka mojej nagiej skóry między ramionami, powoli przesuwając zapięciem w górę, a jego oczy są wpatrzone w moje w lustrze.

Drżę przez ciepło jego dotyku, ale nie ośmielam się odsunąć. Układa moje włosy na bok , a następnie jego ręce lądują na moich biodrach. Jest zbyt blisko, znowu. Zbyt blisko bym mogła logicznie myśleć. Stoi jak zamrożony, a jego oddech łaskocze mnie w szyję. Tym wszystkim doprowadza mnie do szaleństwa.

Całą chwilę przerywa brzęczenie jego dzwoniącego telefonu. Wzdycha zabierając ręce i podchodzi do niego by odebrać.

- Mamo – wzdycha z irytacją. Patrzy na mnie, żeby pokazać mi żebym zebrała swoje rzeczy, bo już powinniśmy wychodzić i wskazuje głową na drzwi – Ty zostań, a ja pójdę wziąć coś do jedzenia i kawy – mruczę do niego i wymykam się zanim zdąży mnie powstrzymać.

- Cześć skarbie ! Co tam u was ? – wychodząc słyszę uradowany głos jego mamy.

Justin’s POV

- Wszystko w porządku. Właśnie szykujemy się by zejść na dół.

- A co u Edie ? Nauczyła się czegoś ?

- Zgaduję, że raczej tak.

- Wiem, że między waszą dwójką nie jest zbyt dobrze, ale myślę, że uda wam się zakopać topór wojenny dzięki temu wyjazdowi.

- Staramy się mamo … już jest lepiej – kłamię.

- Chciałabym żebyś był bardziej otwarty dla niej. Ona naprawdę jest dobrą dziewczyną i myślę, że wy dwoje tworzylibyście fantastyczny zespół.

- Zespół? Jej duma nie pozwoli mi w spokoju pracować.

- Nie mówię, że musicie być zawsze partnerami, ale może dzięki niej uda nam się bardziej przykuć uwagę klientów- mówi ostrożnie.

Marszczę brwi z obrzydzeniem – Co ona mogła by zrobić, czego ja nie mogę ?

- Kochanie, nie obrażaj się. Nie mam wątpliwości co do twoich umiejętności. Są na pewno większe niż wuja czy moje kiedykolwiek, ale… po prostu wiem co przyciąga bogatych ludzi.

Milczę przez chwilę. Nie ma mowy.

- Wiem jak działa męski umysł. Jestem w tym biznesie od lat.

- Uh-uh. Nie, nie w taki sposób – mówię.

- Daj spokój. Myślisz, że nie wiem co robiłeś czasami z bogatymi wdowami ? Jestem dumna z mojego przystojnego chłopca. Jesteś inteligentny, uczciwy, a co najważniejsze, masz piękne oczy.

Nigdy nie myślałem, że nadejdzie dzień, w którym moja matka powie mi, że wykorzystuję pociąg seksualny jako jedną ze strategii sprzedaży. Albo, że może patrzeć na fakt w jaki sposób robi to jej syn.

- Mamo, to robi się niezręczne.

- Och, nie bądź taki wstydliwy. Będę potrzebowała kogoś na moje miejsce i Edie jest dokładnie tym czego szukam.

Zamykam oczy mając nadzieję, że to jest sen. Ostatnią rzeczą jaką chcę to Edie na miejscu mojej matki, świecącą oczami do klientów.

- Nie sądzę, że Edie …

- Nie sądzę, że Edie co ? Nie sądzisz, że Edie jest ładna ? Wzięła ze sobą stroje, które razem kupiłyśmy ?

- Wybierałaś jej ubrania ? – jestem w szoku.

- Tak, a co ? Są za małe ? Och Jezu, miałyśmy problem ze znalezieniem jej coś co będzie pasowało. Mały drobiazg.

Kładę rękę na twarzy – Mamo, proszę.

- Zakładał już tą czarną sukienkę ? Miała dostać ja później w jej rozmiarze i jestem ciekawa jak w niej wygląda.

- Tak. Założyła ją dzisiaj – mówię znudzony.

- No… to pasuje ?

- Mamo, nie mam na to czasu – mówię mając nadzieję, że skończy wypytywać, bo nie chce jej mówić jak dobrze Edie wygląda w tej sukience.

- W porządku kochanie, rozumiem. Wystarczy, że będziesz pamiętał co powiedziałam. Zastanów się nad tym. Będziesz zaskoczony tym, co możecie zdziałać we dwoje.

- Ok, zrobię to. Musze iść. Kocham Cię.

- Też cie kocham. Powiedz Edie, że mówię jej Cześć.

Rozłączam się i chowam telefon do kieszeni. Oczywiście nie powiem Edie, że moja mama mówi jej cześć. Nie mam zamiaru nawet myśleć nad pomysłem stworzenia z Edie zespołu, żeby później patrzeć na wszystkich klientów rzucających się na nią jak wygłodniałe psy na mięso.



*-*-*-*



- Wszystko w porządku ? – mówi Edie wręczając mi kawę

- Tak, jest ok – odpowiadam, chcąc odgonić myśl o tym, że moja matka chce ją wykorzystać.

- Um mam dla ciebie rogalika – podaje mi papierową torebkę

Widzę jak patrzy na mnie. Jest o wiele łatwiej mi sprzeczać się z nią. To całe „ bycie dla siebie miłym” powoduje ból w mojej klatce piersiowej. Mogą to być również jakieś uczucia. Dziwne uczucia. Nie jestem pewien czy mi się to podoba.

- Dziękuję – biorę jeszcze od niej kubek z kawą i siadam na fotelu. Następnie zatapiam swoje usta w upragnionej kawie.

Jej spojrzenie zaczyna mnie irytować – Co? – pytam .

Unosi swoje ręce w obronnym geście – Whoa. Spokojnie. Chciałam tylko upewnić się czy wszystko jest porządku. Jak twoja mama ?

- Wszystko z nią ok- garbię się – Tylko myślę, że ona się starzeje.

Edie powstrzymuje śmiech – Co sprawia, że tak mówisz ?

- Chce żebyśmy tworzyli zespół.

Nie odpowiada nic, a to każe mi spojrzeć na nią.

- Oh tak mówiła mi o tym, ale odpowiedziałam jej, że raczej nie będziesz chciał.

- A ty chciałabyś ?

- Jeśli chcesz to mogę po…

- Nie zamierzam do tego dopuścić – przerywam jej.

- Czemu nie ? Nadal nie jestem wystarczająco dobra, aby pracować u twego boku ? – pyta.

- To nie chodzi o to, Edie.

- To o co ? Nienawidzę kiedy owijasz w bawełnę.

Powstrzymuję się żeby nie powiedzieć jej jaki jest prawdziwy powód i co wymyśliła moja matka.

- Nieważne.

- Jesteś najbardziej denerwującym człowiekiem jakiego spotkałam.

Pochylam się i patrzę na nią – Dlaczego ?

- Nigdy nie wiem, co myślisz. Wolałabym żebyś mi mówił wszystko wprost, zamiast czekać aż zgadnę. Nie lubię zgadywać.

- Dlaczego miałbym ci mówić co myślę, jeśli nie wiem jak byłaby twoja reakcja ?

Milczy przez kilka sekund – To dlaczego robiłeś te rzeczy zeszłej nocy, wiedząc jak będę na ciebie reagować ?

Zgryzam wargę, a następnie ją oblizuję przed odpowiedzią - Bo chciałem.

- Chciałeś żebym tak zareagowała ? – szepcze.

Kręcę głową. Patrzymy na siebie przez chwilę.

- Nie chciałem cię zdenerwować.

- Nie zdenerwowałeś mnie. Chcę tylko wiedzieć co by było … gdym była bardziej …

- Śmiała ?

- Co byś zrobił, gdybym była bardzie otwarta w stosunku do ciebie ? – nadal szepcze tonem jakbyśmy planowali jakieś intrygi.

Czuję jak mój oddech jest uwięziony w klatce piersiowej. Powinienem jej powiedzieć ? Powinienem dać jej znać, że nie potrafię kontrolować swojego ciała w jej obecności ? Że nie mogę kontrolować rozpalającego się ogna w moim wnętrzu ?

Otwieram usta, żeby jej odpowiedzieć, ale ona zatrzymuje mnie – Nie odpowiadaj na moje pytanie kolejnym pytaniem. Tylko normalnie odpowiedz mi, Justin.

Patrzę na nią, boje się jej powiedzieć prawdę, bo nie będę miał już nad nią takiej przewagi.

- Cześć ludzie. Spaliście dobrze ? – Głos Scotta przerywa nam. Oboje spoglądamy na niego, a on uśmiecha się do nas szeroko.

- Myślę, że – Edie mówi krótko.

- Uh … Przerwałem wam coś ? – pyta, a jego oczy przemieszczają się między nami.

- Robisz to zawsze – burczę.

Brwi Scotta się unoszą – Wow. Ktoś chyba wstał lewą nogą – mówi wciskając się na fotel by siedzieć obok Edie – Rozumiem, że jest zły o to, że nie mógł obudzić się obok ciebie – Słyszę jak szepcze do niej.

- Uważam, że to nasza sprawa, Panie Kingston – Edie syczy do niego.

- Przepraszam kochanie, po prostu staram się poprawić trochę nastrój. Trudno jest rozmawiać z tobą kiedy masz inne sprawy na głowie.

Wzdycha – Ehh.. dzięki. Masz rację.

- Nie ma za co. Mam nadzieję, że dzisiaj zostaniesz do końca. Szukałem was wczoraj.

Boże, jak ja nienawidzę tego faceta.

- W ciągu dnia Justin może spędzać czas z nami, a wieczorem mam nadzieję, że będziemy już sami – Scott uśmiecha się zadziornie w stronę Edie.

- Ale może też spędzić czas ze mną – mówię.

- Mam nadzieję, że jesteś dość ambitny, prawda ? – odpowiada Edie z cieniem uśmiechu na twarzy i patrzy na mnie.

- Nie bez powodu jestem człowiekiem sukcesu – uśmiecham się do niej i nawiązujemy kontakt wzrokowy.

4: '' ... wydaje mi się, że próbujesz zwrócić na siebie moją uwagę. ''



Justin's POV

Otwieram drzwi. Ku mojemu przerażeniu i niepożądanej przyjemności, ona tam jest i klęczy na krzesełku pochylona nad biurkiem, czytając jakieś papiery. Oczywiście wypinając się.

Patrzę na jej soczysty tyłek. Po chwili odwraca się i patrzy na mnie. Natychmiast prostuję się zauważając gdzie patrzę.

Odwracam się i idę do łazienki. Robię wszystko, aby ignorować wspomnienia kiedy widziałem ją prawie nagą pod prysznicem.

To prawda chciałem rzucić jakiś komentarz na temat jej tyłka, ale się powstrzymałem.

W połowie prysznica uświadamiam sobie, że zapomniałem wziąć czyste ubrania. Więc będę musiał ubrać ponownie przepocone ciuchy z siłowni lub wyjść tylko w ręczniku.

Wybieram drugą opcję, bo w końcu czas by pokazać Edie jak wygląda prawdziwy mężczyzna.

Wychodzę spod prysznica i wycieram się trochę ręcznikiem, a następnie owijam sobie go wokół bioder.

Edie nadal znajduję się przy biurku tylko, że teraz ma nogi położone na nim. Nic nie mówi, ale mogę poczuć jej palące spojrzenie na sobie, gdy podchodzę do szuflady komody, stojącej obok biurka.

- Naprawdę? Czy to konieczne? - drwi.

- Co?

- Ty. To- pokazuje ręką na mnie od góry do dołu – Wychodzenie tylko w ręczniku.

- Mogę chodzić bez tego ręcznika jeśli chcesz. Nie mam z tym problemu.

- Oczywiście, że nie.

- A co to ma znaczyć?

Opuszcza nogi na podłogę i staje twarzą do mnie. -To znaczy, ze jesteś egoistą, który myśli że wszystko można dostać po znajomości, bo jesteś bogaty i przystojny.

Powoli na moich ustach pojawia się seksowny uśmiech – Uważasz, że jestem przystojny ?

Nie odpowiada nic, tylko zasysa dolną wargę. Najwyraźniej nie chciała, żebym o tym wiedział.

Celowo podchodzę bliżej i pochylam się nad nią.

Po chwili ciszy tłumię w sobie krótki chichot - Jest ok, Edie. Nie chodzę na siłownię by potem się ukrywać.

- Jeśli chcesz ćwiczyć i pokazywać to wszystkim – wskazuje na mój nagi tors – to porządku rób to dalej, tylko nie przy mnie.

Unoszę brew i patrzę na nią - Dlaczego nie ?

Odsuwa się do tyłu i opiera się o biurko - Słuchaj, nie wiem co chcesz zrobić, ale to na mnie nie działa.

- Nie chcę nic robić. Zapomniałem ubrań na zmianę po prysznicu. Jasne i proste – Uśmiecham się, bo widzę, że Edie jest coraz bardziej speszona.

- Przynajmniej podciągnij ręcznik do góry – wskazuje na zawiązany nisko, wokół moich bioder ręcznik, który odsłania dobrze wyrzeźbioną linie V i szlak ciemnych włosków prowadzący od pępka w dół.

Patrzę na siebie - Czy to ci przeszkadza ? – mówię uśmiechając się i zwracam oczy ku niej.

- Tak - Mówi stanowczo

- No ... co z tobą?

- Co ze mną?

- Co chciałaś uzyskać tym ? – wskazuję na nią.

- Tym ? to moja piżama.

- Gdy jesteśmy w biurze nosisz ubrania, które zakrywają cie od szyi aż do stóp, mogłabyś też nawet nosić worek na śmieci. Ale teraz kiedy jesteśmy tutaj nosisz obcisłe, krótkie spodenki które odkrywają twój tyłek, koszule, które dobrze odsłaniają twoje cycki. To wszystko sprawia, że zastanawiam się, czy robisz to celowo, bo wiesz, że będziemy przez ten tydzień sami – Uśmiecham się zadziornie i krzyżuję ręce na piersi.

Jej oczy rozszerzają się w szoku – Byłam przy założeniu, że będziemy mieli oddzielne pokoje ! Dzięki Bogu, że zabrałam ze sobą coś... bo ja zwykle śpię bez niczego – szybko zasłania dłonią usta, upsss... chyba nie chciała tego powiedzieć.

Mój uśmiech poszerza się, zapewne ukazując moje zęby – Naprawdę ?

- Nieważne – odpowiada i stara się odzyskać nad sobą panowanie by zapewne nic więcej nie powiedzieć.

- Ta rozmowa staję się coraz ciekawsza.

- A co w niej takiego ciekawego ? To moje życie osobiste, a co w nim robię to już nie twoja sprawa.

- Nie jesteś jedyna, która lubi tak spać. To co powiedziałaś tylko potwierdziło moje podejrzenia.

- Jakie podejrzenia ?

- Tak jak mówiłem wcześniej spędzamy tydzień sam na sam, a noszenie takich ubrań i mówienie, że śpisz nago ... wydaje mi się, że próbujesz zwrócić na siebie moją uwagę.

- Nie robię nic takiego ! – krzyczy – Przestań wygadywać takie bzdury. To nie zadziała, Justin.

- Co nie zadziała ? - Uśmiecham się

- Próbujesz sprawiać, że czuję się speszona przychodząc tu i pokazując się tu prawie nago oraz próbujesz mi wmówić, że to ja chcę zwrócić na siebie twoją uwagę i patrzysz na mnie jakby...

- Jakby co ? – pytam podchodząc bliżej.

- Stop – wysuwa rękę przed siebie – Nie stój tak blisko mnie – kieruje swoje oczy na mnie.

- Czemu nie mogę stać tak blisko ciebie ?

- Przestań się tak zachowywać Justin. Wiesz cholernie dobrze jak jesteś przystojny. Staram się zakrywać, bo nie jestem na tyle atrakcyjna i wiem, że dla ciebie to zabawne ....

- Nigdy nie powiedziałem, że jesteś nie atrakcyjna - przerywam jej.

Edie mruga z niedowierzaniem.

- Czy dlatego ubierasz się tak do biura ? - kontynuuje ochrypłym głosem - Nie chcesz, żebym cię zauważył ? Nie chcesz, żebym patrzył na ciebie jak patrzy każdy mężczyzna na kobiety ?

- Może powinniśmy zakończyć tę rozmowę – szepcze, nie chcąc spojrzeć mi w oczy.

Ach tak, uderzyłem w czuły punkt.

- Po prostu chcę wiedzieć dlaczego ukrywasz się przede mną? Nie masz absolutnie czego się wstydzić, Edie -Powoli podchodzę do niej.

Próbuje odsunąć się w tył, ale na przeszkodzie stoi jej biurko. Jej oczy dokładnie skanują moje ciało.

Nigdy nie chciałem posunąć się tak daleko w stosunku z nią, ale nie mogę się powstrzymać.

Do tego kusi mnie przygryzając swoją dolną wargę. Jej ręce zaciskają się mocniej na krawędzi biurka. Odwraca swój wzrok ode mnie i rozgląda się po pokoju.

- Nie musisz się denerwować – mruczę, opierając się pokusie by przejechać palcem tuż nad jej szortami, wzdłuż cienkiego paska jej odkrytego ciała.

- Sprawiasz, że się denerwuję – udaje pisk – Myślę, że już porozmawialiśmy Justin. Proszę ... odsuń się i daj mi trochę miejsca. Nie mogę być z tobą tak blisko.

Wow. Ona rzeczywiście to przyznała.

Patrzę na jej delikatną twarz i pochylam się nad nią całując ją. Smakuję jej soczystych ust, które tylko czekały na to. Jej płochliwa strona jest zaskakująco podniecająca.

Kończę pocałunek cofając się lekko .

Jej oddech jest przyspieszony. Poprawia swoją koszulkę i nadal nie chce spojrzeć na mnie.

- Przepraszam. Nie chciałem abyś poczuła się nieswojo.

- Ok. – Odwraca się ode mnie i zaczyna zbierać swoje rzeczy.

- Nie mogłem nic na to poradzić.

Ona odwraca się powoli w moją stronę – Justin, prosiłam się żebyś się zatrzymał.

Wyrywam się z transu, w którym analizowałem jej słowa – Tak ... w porządku, w porządku... uh, przepraszam – Odwracam się szybko i udaję się do swojej szuflady po ciuchy.

Weź się opanuj Justin. Nie ma mowy, żebym próbował ją uwieść. Co by było potem ? Ona jest inna od tych wszystkich stażystek. Te dziewczyny rzucają się na mnie jak głodne lwy na mięso. Wszystko co muszę zrobić to zabrać je na obiad, zamówić butelkę wina, a ich ubrania będą leżeć na podłodze zanim zdążę odezwać się słowem.

Przychodzą i odchodzą garściami. Ale nie Edie i szczerze mówiąc mam dużo szacunku do niej.

Walczę z chęcią wrócenia do niej. Wiem że moja obecność wzbudza coś w jej osobie.

Po prostu kieruję się do łazienki, czując jak napięcie wisi w powietrzu. Gdy drzwi się zamykają biorę głęboki oddech.

Opieram dłonie na umywalce i pozwalam mojej głowie pochylić się do przodu. To był tylko jeden pełny dzień z nią. Jak mam być spokojny przez resztę tygodnia gdy wiem o niej więcej?

Chcę więcej. Chcę wiedzieć o niej więcej. Więcej ciepła między nami. Chcę być w stanie kontrolować siebie.

Co kuszącego mogłaby mi pokazać ? Jej słodkie, miękkie ciało pod moim. Elektryzujący dotyk jej smukłych palców, które śledzą zarys mięśni na mojej klatce piersiowej.

Smak jej skóry. Moje usta pracujące na jej szyi, schodzące w dół by złożyć słodkie pocałunki na jej piersiach.

Staje prosto, a moje oczy zwracają się na namiot w moich bokserkach. Tak wiedziałem, że tak będzie. Mój mózg nie może zaprzeczyć temu czego chce moje ciało. 


*-*-*-*

Co tutaj się stało?