poniedziałek, 26 grudnia 2016

ŚWIĄTECZNY ROZDZIAŁ



[ NIE MA ON ŻADNEGO POWIĄZANIA Z FABUŁĄ OPOWIADANIA ]


Edie's POV

Powoli schodzę po schodach i udaję się do kuchni po coś do picia, bo niestety na tylko taki powolny chód pozwala mi mój obecny stan. Nie powiem jest to uciążliwe, ale to niedługo się skończy, a mianowicie na świat przyjedzie mała istotka, która jest owocem mojej i Justina miłości.

Jego poczęcie ( tak będzie to chłopiec) było nie planowane, po prostu po naszym szalonym wypadzie do klubu z Megan i Davidem około 10 miesięcy temu, trafiliśmy do mojego mieszkania pijani i do tego Justin był napalony jak cholera.

Mimo moich oporów, uwiódł mnie i z tego pośpiechu zapomniał gumki, a ja miałam udać się do ginekologa po tabletki dopiero za kilka dni, ale jak widać trafiłam tam z innego powodu.

Na początku byłam wkurzona na Justina, bo to przez jego chcice i jeszcze nie byłam gotowa na dziecko, ale potem kiedy zobaczyłam zdjęcia z USG zakochałam sie w tym maluszku.

Justin też za bardzo nie był gotowy na taki krok, ale również po zobaczeniu zdjęć zakochał się, a szczególnie cieszył się kiedy dowiedział się, że będzie to chłopiec. Od razu zaczął urządzać pokój dla małego i planować co będą razem robić kiedy sie urodzi. Wyglądał wtedy tak słodko, chodził z wielkim uśmiechem po pokoju, który ma należeć do Alexa i mówił do siebie.

Kiedy byłam w piątym miesiącu kupiliśmy całkiem spory dom. Bo jak to stwierdził Justin "będziemy mieli teraz jednego członka więcej naszej małej rodziny, więc nie będziemy się upychać w mieszkaniu".

Dom znajduje sie na obrzeżach miasta i Justin nawet nie ma daleko do firmy wuja. Ja niestety jak na razie nie pracuję, a bardzo bym chciała, bo strasznie sie nudzę sama w domu. Czasem wpadnie moja lub Justina mama zajrzeć czy dobrze się czuję i obie przywożą mi przeróżne potrawy, które same spożywały w ciąży i dzięki nim nasze dziecko ma być zdrowe i silne.

W kuchni spotykam Sarę, naszą gosposię, która zjawia się tutaj kiedy trzeba ugotować coś na specjalną okazje, a dzisiaj jest Boże Narodzenie i razem z Justinem wyprawiamy świąteczny obiad, na którym mają pojawić sie rodzice, wujek Eddie z ciocią i nasi przyjaciele Megan i David, którzy od niedawna są razem.

Po przywitaniu się z Sarą i nalania sobie szklanki soku pomarańczowego wychodzę z kuchni, bo jak bym została tam dłużej to zrobiłabym się głodna, a jem teraz za dwóch i zjadłabym te wszystkie pyszne rzeczy, które są już gotowe.

Udaję się do salonu gdzie stoi ogromna choinka, którą ubierałam razem Justinem kilka dni temu, niestety nie mogłam założyć gwiazdy, bo ważę teraz dwa razy więcej i mimo tego że Justin nosił mnie już nie raz to nie chciałam, żeby mnie podnosił, bo choinka jest spora, a ja nie chciałam żeby sobie złamał rękę czy coś od mojego ciężaru. Siadam powoli na kanapie. Włączam telewizor i szukam czegoś ciekawego, ale jako że są święta to leci akurat dużo bajek. Zostawiam na Sherku, bo lubię to bajkę i zaczynam oglądać popijając sok.

Jest już dziesiąta, a Justin jak wyszedł rano, bo musiał załatwić jakąś sprawę, tak nadal go nie ma. Obiecał wrócić szybko, a minęły już ponad dwie godziny.

Nie mówicie mi teraz, że jestem jakaś zrzędliwa, ale stęskniłam się za nim i do tego moje hormony.

Miałam już kilka takich sytuacji, że on wychodził do pracy, a ja po kilku godzinach zaczynałam płakać, bo tęskniłam. Dzwoniłam wtedy do niego i beczałam mu do słuchawki, a on wtedy wychodził z pracy i przywoził mi dużo słodkości. Mówiłam już jak bardzo go kocham? 

Po chwili słyszę dźwięk zamykanych drzwi i w salonie pojawia się Justin z czerwonymi policzkami i płatkami śniegu we włosach. Widocznie zaczęło padać. Och... jak ja dawno nie byłam na dworze, chyba jak była moja ostatnia wizyta u lekarza dwa tygodnie temu. Od kiedy spadł śnieg i jest ślisko na dworze Justin zabronił mi wychodzić samej, bo boi się że coś mi się stanie.

- Cześć kochanie - Siada obok mnie i całuje mnie w czoło.

- Hejjj - przeciągam i przytulam się do niego.

- Jak się czujesz? - pyta głaszcząc mój brzuch. Wiem, że uwielbia to robić, tak jak całować, przytulać i mówić do niego.

- W porządku. Możemy wyjść do ogrodu? Będę ostrożna.

- Dobrze - całuje mnie ponownie w czoło.

Pomaga mi powoli wstać i idziemy ubrać się w kurtki.

Gotowi przechodzimy przez salon i wychodzimy drzwiami tarasowymi do ogrodu. Schodzimy po trzech schodkach i i zaczynamy spacerować po nie dużym ogrodzie. Śnieg nadal pada. 

Siadam na huśtawce, która jest tu odkąd kupiliśmy ten dom i powoli sie bujam. Justin stoi przede mną z wielkim uśmiechem. Następnie klęka i obejmuje mnie w pasie przytulając się do mojego dużego brzucha.

- Kocham was bardzo - mówi patrząc mi w oczy.

- My ciebie też kochamy, Justin - uśmiecham się do niego szeroko, a on ponownie przytula się do mojego brzucha, a ja głaszcze go po włosach. Uwielbiam tą słodką stronę Justina.

Po kilku minutach postanawiamy wrócić do domu, bo robi nam sie już zimno.

Kiedy już jesteśmy w środku to udajemy się do kuchni. Tam okazuje się, że już wszystko jest gotowe. Dziękujemy Sarze za wszystko i przy wyjściu Justin przekazuje jej należną sumę pieniędzy.

Będąc sama w kuchni postanawiam spróbować trochę ciasteczek, które przygotowała Sara. Są bardzo dobre, więc nawet nie zauważyłam kiedy a zjadłam pięć. Nagle czuję jak Justin przytula mnie od tyłu.

- Nie zjedz wszystkich, goście na pewno będą chcieli spróbować i ja też - chichocze całując mnie w szyję.

- Możesz teraz spróbować - odwracam sie do niego i wysuwam w jego stronę ciastko - a gościom nic o nich nie powiemy - dokańczam uśmiechając sie szeroko na co zaczyna się głośno śmiać.

- Ale z ciebie podstępna mamuśka. Chciałaś wszystkie ciastka dla siebie.

- Ejj wcale nie to ten mały bobas - wskazuje na brzuch - chce ciastka.

- Tak, tak najlepiej wszystko zrzucić na małe dziecko, które nawet się jeszcze nie urodziło - dokucza mi.

- Ale to naprawdę on - mówię jak małe dziecko, które przekonać rodziców, że to nie jego wina.

- Oj już dobrze - cmoka mnie w usta - nie powiemy im nic o tych ciastkach - powoli łączy nasze usta w delikatnym pocałunku. Nasze usta ocierają się o siebie i w końcu czuję jego język na moich ustach proszący o dostęp, którego mu nie daję i przerywam pocałunek.

- Ciasteczko? - pytam machając mu ciasteczkiem przed nosem.

- Mówiłem już, że cie kocham? - pyta śmiejąc się.

- Chyba nie - odpowiadam odkładając pudełko z ciasteczkami. Odwracam się do niego z powrotem i zarzucam ręce na szyję.

- Naprawdę? - pyta robiąc minę smutnego szczeniaczka.

- Och... no, dobra mówisz mi to codziennie kilka razy - mówię głaszcząc jego policzek.

- I powiem to jeszcze raz Kocham Cię bardzo mocno, Edie - cmoka mnie w czoło - i ciebie też synku - pochyla się całuje mój brzuch.




*-*-*-*

Po przygotowaniu wspólnie stołu udaliśmy się na górę by się przebrać.

Założyłam na siebie szarą materiałową sukienkę z rękawem trzy- czwarte, która uwydatnia moje kształty jaki i brzuch przy tym nigdzie mnie nie upijając. Justin ubrał czarne spodnie od garnituru i białą koszulę. To wystarczyło by wyglądał perfekcyjnie. Gotowi zeszliśmy na dół, bo za chwilę mieli pojawić się goście.

*-*-*-*

Obecnie siedzimy przy stole i w końcu jemy, bo już myślałam, że dzisiaj nie zaczniemy, po tym jak moja mama i Justina zasypały mnie pytaniami. Moim jedynym sojusznikiem była Megan, która próbowała mnie ratować z sideł mam, bo Justin został porwany do końcika facetów i popijali sobie whisky.

Kiedy wszyscy się najedli przenieśliśmy się do salonu, by wręczyć sobie prezenty.

Ja z Justinem głównie dostaliśmy rzeczy dla dziecka. Zaczynając od słodziutkich ubranek aż po zabawki, a od Megan i Davida dodatkowo dostaliśmy koszulki, ja z napisem " Super Mama " i szkicem kobiety podobnej do mnie, a Justin z " Super Tata " i też ze szkicem mężczyzny podobnego do niego.

Na końcu przyszła pora bym ja wręczyła prezent Justinowi, a był to nieśmiertelnik, który z jednej strony miał datę od kiedy jesteśmy razem, a z drugiej napis " Na zawsze i jeden dzień dłużej " i zegarek, bo poprzedni zepsułam, a on ma obsesję na ich punkcie. Po jego szerokim uśmiechu mogłam wywnioskować, że mu się podoba. Podziękował mi mocnym przytulasem i pocałunkiem w usta.

- Dobrze teraz pora na mnie, za chwile wracam - wyszedł z salonu, a po chwili wrócił z dwoma mężczyznami, którzy wnieśli wielkie pudło.

- O boże, co to jest - pytam wstając z kanapy.

Podchodzę bliżej i oglądam, ale nigdzie nie ma żadnego napisu, bo całe pudło jest oklejone kolorowym papierem i jest przewiązane dużą, czerwoną kokardą.

- Odpakuj i zobacz.

Zaczynam powoli zrywać papier i zaraz widzę kawałek napisu.

- Łóżeczko? - pytam z uśmiechem.

- Tak, ale to nie jest zwykłe łóżeczko - obejmuje mnie w pasie jedną ręką, a ja zrywam dalej papier. To jest łóżeczko, które ostatnio znalazłam przeglądając stronę jednego ze sklepów dziecięcych i zakochałam się w nim.

- Ale skąd wiedziałeś? - odwracam się w jego stronę.

- Ostatnio zasnęłaś z laptopem na kolanach i wyłączając go zobaczyłem, że oglądałaś to łóżeczko - odpowiada.

- Aww... Dziękuję - całuję go w policzek.

- Ale to jeszcze nie wszystko - mówi grzebiąc w kieszeni - Tak więc Umm... - schyla się by uklęknąć, a w moich oczach pojawiają się łzy, bo już wiem co chce zrobić.

- Czy ty Edie Phillips, matka mojego dziecka uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

Odpowiedź jest oczywista.

- Tak, Justin. Zostanę twoją żoną - odpowiadam, a łzy zaczynają spływać po moich policzkach.

Zakłada piękny pierścionek na mój palec serdeczny, podnosi się się ściera moje łzy.

- Kocham cie - łączy nasze usta w pocałunku. Kiedy my sie całujemy reszta zaczyna bić brawo. Po chwili odrywamy się od siebie.

- Ja też cie kocham Justin - przytulam go.

Byliśmy tak jakby wrogami, ale staraliśmy nie zwracać na siebie uwagi, teraz spodziewamy się dziecka i zostaniemy małżeństwem. Czy to niesamowite? 

*-*-*-*


Rozdział miał się skończyć na sytuacji z ciasteczkami, ale nie mogłam tego tak zostawić i oto jest około 1600 słów. Mam nadzieję, że się podoba :) napiszecie o tym w komentarzu.

PRZEPRASZAM ZA EWENTUALNE BŁĘDY, ALE NIE MAM DOSTĘPU DO KOMPUTERA. SPRAWDZĘ TEN ROZDZIAŁ JUTRO.

JESZCZE RAZ WESOŁYCH ŚWIĄT!!

1 komentarz: