niedziela, 23 lipca 2017

9: "Dwóch może grać w tę grę "



Edie's POV




Przejście do windy wydaje się dzisiaj dłuższe niż zazwyczaj. Głównie dlatego, że muszę się oprzeć pokusie, by nie zawrócić do pokoju i rzucić się na Justina. Delikatnie spoglądam przez ramię czy wychodzi z pokoju.

Nie robi tego.

Drzwi do pokoju nadal są zamknięte, kiedy drzwi od windy się zasuwają. Pozwalam sobie wziąć głęboki oddech. Całe moje ciało drży. Kolana mam jak z waty. W palcach czuję mrowienie. Uda ściskam z całych sił, by uspokoić pulsowanie między nimi.

Nigdy jeszcze się tak nie czułam. Nigdy. I było o wiele lepiej, niż kiedykolwiek sobie wyobrażałam. Jego usta były niesamowite. Nigdy jeszcze się tak nie całowałam. Podczas tego pocałunku odkryłam w sobie część, o której nigdy nie wiedziałam, a raczej odkrył ją Justin. Wiedział co dokładnie zrobić ,by go pragnęła, do tego jego język, który doprowadzał mnie do szału.

Drzwi windy się otwierają, a ja wychodzę na hol. Od razu uderzają we mnie głośne rozmowy i stukot obcasów. Moje zmysły nadal szaleją. Idę w kierunku Sali konferencyjnej i teraz zdaję sobie sprawę, jak mokre są moje koronkowe majtki. Przypominam sobie, jak ocierał się o mnie. Nie mogę nic na to pomóc, ale w moim umyśle odtwarza się ten sam scenariusz tylko, że jesteśmy bez ubrań. Jego szorstkie, twarde ciało przyciśnięte do mojego, a jego imponująca erekcja pieszcząca moje wejście...

- Oh ! Edie ! Tu jesteś ! – Głos Jeanette przerywa moje marzenia.

- Cześć, Jeanette. Jak się masz? – Uśmiecham się do niej szeroko i pozbywam się Justina z mojego umysłu.

- Wszystko okej, kochanie – Odpowiada mi takim samym uśmiechem, a po chwili na jej twarzy pojawia się zmartwienie – Wszystko u ciebie w porządku ? Bob mówił, że wczoraj na was wpadł i ...

- Tak, wszystko w porządku, tylko trochę bolała mnie głowa, ale Justin o to zadbał – Zapewniam ją.

- Okej, ale jakbyście czegoś potrzebowali, to jesteśmy tu dla was. Chcemy ronić tego dużego chłopca jak naszego syna ...

- Dziękuję, Jeanette, ale naprawdę wszystko w porządku – Uśmiecham się do niej ponownie.
Jeanette patrzy na mnie przez chwilę, a potem się uśmiecha — On jest dobrym człowiekiem, Edie.

- Zaczynam się o tym przekonywać osobiście – Odpowiadam jej.

- Gdzie on w ogóle jest ? Bob i ja zajęliśmy wam miejsca z przodu – Jeanette wskazuje na długi stół w pierwszym rzędzie.

- Powinien tutaj zaraz być.

- Pewnie nadal nie umie zawiązać dobrze krawat, co ? – Nagle obok nas pojawia się Bob.

- Tak, musiałam to zrobić za niego – Śmieje się cicho i staram się ignorować sytuację, która nastąpiła, kiedy zawiązałam mu ten krawat.

- Cóż, miejmy nadzieję, że zaraz się tu pojawi. To pierwsza prezentacja dzisiaj i do tego on ją prowadzi.

- Chodźmy usiąść, bo nie mogę wytrzymać już w tych butach – Jeanette łapie mnie za dłoń i prowadzi do naszych miejsc.

Tutaj jest o wiele bardziej wygodnie. Więcej miejsca na nogi. Jest też miejsce na kubek i notes, a przede wszystkim nie ma tutaj irytujących dupków próbujących się przepchać, by złapać dobre miejsce.

- Gdzie do cholery jest Justin ? – Nagle rozlega się obok mnie szept głównego zarządcy konferencji.

- Zaraz tutaj będzie. Coś się stało ? – Bob szepcze do niego.

- Będzie musiał przedłużyć swoją prezentację o co najmniej pół godziny.

Światła zaczynają powoli gasnąć i rozbrzmiewa cicha muzyka. Zarządca pochyla się i ponownie coś szepcze do Boba.

Odwracam się do tyłu, by rozejrzeć się po tłumie, aż zauważam Justina idącego przez środek sali. Przyglądam się mu, kiedy tak dumnie kroczy pomiędzy tymi wszystkimi krzesłami, aż czuję ponowny ucisk między udami, bo przypominam sobie, jakiego go zostawiłam w pokoju.

Twardego i pulsującego.

Zarządca konferencji, kiedy go zauważa macha do niego. Justin spokojnie przechodzi obok mnie i spotyka się z zarządcą w kącie sali. Mężczyzna szepcze coś do Justina, a on kiwa głową, przyglądając się kartkom papieru, które ze sobą przyniósł. Nagle jego wzrok krzyżuje się z moim. Przez chwilę na siebie patrzymy, a następnie zarządca klepie Justina po plecach, a on rusza w moją stronę.

- Wszystko w porządku ? – Bob szepcze do Justina.

- Tak, wszystko ok. Tylko muszę pomyśleć jak wydłużyć moją prezentację.

Siada na krześle obok i spogląda na mnie. Jego wzrok pali moją skórę na twarzy. Biorę głęboki wdech i się uspokajam.

- Co tak długo ? – Pytam szeptem.

Pochyla się do mnie, a jego oddech łaskocze moje ucho – Nie mogłem tutaj przyjść z erekcją, co nie ?

Odpowiada cicho, a po chwili czuję jego palce przesuwające się w górę mojego uda. Jest na tyle blisko mnie, że nikt raczej tego nie widzi.

- Nie zaczynaj czegoś, czego nie mamy zamiaru skończyć, Panie Bieber – Mruczę do niego i patrzę wyzywająco.

Na jego ustach pojawia się krzywy uśmiech, po czym pochyla się i opiera łokcie o blat stołu.
Nagle rozbrzmiewa głos zarządcy konferencji, więc wzrok wszystkich kieruje się na scenę.

- Jak wszyscy wiecie, dzisiejsze prezentacje mieli prowadzić Justin Bieber i Scott Kingston, ale niestety Pan Kingston nie jest w stanie pojawić się tutaj – Rozbrzmiewa jęk rozczarowania ze strony tłumu, a ja przyglądam się reakcji Justina. Jego twarz aktualnie jest bez żadnego wyrazu, jakby go to nie obchodziło.

- Ale za to Justin zgodził się przedłużyć swoją prezentację – Zarządca kontynuuje – Pan Bieber jest jednym z najlepszych pracowników Bieber Company. Ma zamiar dzisiaj wam pokazać jak bezpiecznie i z korzystnym dla was zakończeniem rozpatrzyć oferty współpracy. Chciałbym wam wszystkim tutaj zgromadzonym przedstawić wielkiego Justina Biebera !

Rozbrzmiewają głośne oklaski. Justin podnosi się ze swojego miejsca i rusza na scenę.

- Dziękuję wszystkim. Usiądźcie, proszę. Mam wam dzisiaj dużo do opowiedzenia – Mówi do mikrofonu Justin. Jestem trochę zdziwiona, że czuje się komfortowo przed takim tłumem. Wszyscy siadają na swoich miejscach, tak jak każe Justin.

- Miałem przedstawić tę prezentację trochę inaczej, ale jak wiecie wynikły pewne komplikacje, więc dzisiaj porozmawiamy, jak ważny jest dla nas klient.

Siedzę wpatrzona w niego i uważnie słucham całej prezentacji. Teraz rozumiem, dlaczego jest taki lubiany i wszyscy go słuchają. Po prostu dobrze wie co powiedzieć i co zrobić by ludzie zwracali na niego uwagę, chociaż bez tego wszystkiego na niego patrzą, bo kto by się oparł takiemu przystojnemu facetowi.

Nagle do mojego ucha docierają z tyłu jakieś szepty – O mój Boże, jaki on jest gorący – Szepcze jakaś kobieta, a po chwili odpowiada jej druga – Mogę tu siedzieć cały dzień i się rozpływać, słuchając jego cudownego głosu.

Powstrzymuję się od odwrócenia do nich i powiedzenia jakiejś docinki. Nie ma mowy, że zamienię się w zazdrosną sukę. Biorę głęboki oddech i ponownie koncentruję się na Justinie, który kontynuuje swoją prezentację i próbuję ignorować kobiet za mną.

- Myślisz, że jest żonaty ? Bo jak na razie nie widziałam obrączki, a ty ? – Odzywa się ponownie jedna z kobiet.

- Czy to ważne ? – Druga odpowiada jej z chichotem.

Nagle moje myśli wędrują w stronę wszystkich stażystek, które Justin przeleciał. Dochodzą do tego jeszcze te dwie laski za mną, a moja zazdrość zaczyna rosnąć. Nigdy nie myślałam, że będę o kogoś zazdrosna. Teraz przyznaję się, że jestem zazdrosna o wszystkie stażystki, które pieprzył.

Ich głupie szepty słyszę przez resztę prezentacji, mimo iż staram się je ignorować. Najbardziej mnie wkurzyły te: „Jak myślisz jaki duży jest ?" lub „Kiedy skończy, idę do niego zagadać, może na coś się załapię".

Śmiało, suko. Leć. Może załapiesz się na szybki numerek w kibelku.

Jego prezentacja trwa półtorej godziny. Idzie mu wszystko tak gładko, bez żadnego wahania
Aktualnie cały tłum stoi i dziękuje mu głośnymi oklaskami oraz gwizdami. Justin jeszcze raz dziękuje i rusza by zając swoje miejsce.

- Dziękuję Justin, było świetnie jak zawsze. Mam nadzieję, że robiliście notatki, bo te wszystkie rady na pewno zaprowadzą was do sukcesu – Zabiera głos zarządca, a Justin zajmuje miejsce obok mnie i poprawia swoją marynarkę.

Spoglądam na niego z uśmiechem.

- Co ? – Pyta również się uśmiechając.

- Jesteś świetny.

- Serio ? – Unosi brwi w zdziwieniu – To chyba pierwsza pochwała z twojej strony po latach.

- No i jeszcze arogancki – Dodaję i zakładam nogę na nogę.

Śmieje się i wygładza swój krawat – Nie arogancki tylko pewny siebie. To wielka różnica.

- Nie byłabym tego taka pewna, przecież to ja musiałam ci wiązać krawat rano.

- Nie odpuścisz mi z tym, co ?

- Nie.

Nagle widzę dłoń, która puka Justina w ramię, a on się odwraca do kobiet, które stoją za nim. W końcu mogę zobaczyć te głupie suki.

- Przepraszam, panie Bieber ... Chciałam tylko podziękować za świetną prezentację – Odzywa się jedna z nich, a ja rozpoznaję jej głos. To ona zastanawiał się jaki duży jest kutas Justina.

- Och, dziękuję. Mam nadzieję, że to wam chociaż trochę pomogło.

- O tak, bardzo pomogła ... jestem Ashley Moore, a to moja przyjaciółka Hailey Baldwin – Wysuwa w jego stronę dłoń, którą ściska. Ta druga rownież to robi.

Zaciskam szczękę, bo nie mogę już wytrzymać tego, jak świeci do niego oczami i głupio chichocze

- Miło cię poznać – Justin uśmiecha się i odwraca swój wzrok na mnie – To jest Edie Phillips, moja współpracowniczka – Również ściskam jej dłoń z fałszywym uśmiechem mówiącym, żeby się odwaliła – Miło mi cię poznać, Edie – Nadal ściska moją rękę.

Unoszę zdziwiona brwi. Wow. Ta suka ma jaja.

W końcu puszcza moją dłoń i ponownie zwraca się do Justina – Chciałabym się dowiedzieć czegoś więcej od ciebie ... jeśli oczywiście masz czas – Uśmiecha się szeroko do niego i zakręca kosmyk włosów na palcu.

- Uh... - Spogląda na mnie, a ja po prostu wzruszam ramionami i odwracam się od niego.

Dwóch może grać w tę grę.














Wiem, że wszyscy bardzo długo czekaliście na nowy rozdział.

Przepraszam !

Ale niestety dostałam jakiegoś lenia i wena mnie opuściła :((




KTO JESZCZE TUTAJ JEST ??

czwartek, 16 lutego 2017

8: '' Twój ruch, kochanie ''



Spędziłam dużo czasu pod prysznicem próbując wymazać z pamięci dotyk rąk Scotta. Ale to nie jest łatwe, to uczucie będzie mi towarzyszyło jeszcze przez jakiś czas. Jak mogłam nie pomyśleć, że on coś planuje ? Przecież jestem silną i inteligentną kobietą. Czy ściągnęłam go na siebie ? Prawdopodobnie tak. Mogłam zostać z Justinem niż bawić się w jakąś grę umysłu. Nigdy nie poszłabym z nim w takie miejsce, ale on poszedł za mną i polował na mnie jak jakiś zwierz. Powinnam być świadoma tego co się dzieje. Dlaczego nie walczyłam ?

Dlaczego nie krzyczałam ? Może dlatego, że byłam zbyt przerażona. Nienawidzę się teraz za to.

Argumentując tak siebie sprawiam, że głowa boli mnie jeszcze bardziej. Nie mogę zatrzymać odtwarzania w moim umyśle sytuacji, w której Scott uderza moja głowa o ścianę. Ale wiem, ze mogło być gorzej jeśli Justin by nas nie znalazł … nawet nie chcę o tym myśleć.

Przestaję szorować moje ciało gdy woda staje się zimna. Wszystko co teraz potrzebuję to zawinąć się w kołdrę na łóżku i spać. Żadnej konferencji. Żadnego uczenia się. Żadnych ludzi. Ale nie mogę tak zostawić Justina, a zwłaszcza po tym co dla mnie zrobił.

Ostatnie dni pokazały mi jego stronę, której jeszcze nigdy nie znałam. Powiedział mi kilka słów, których nigdy bym się nie spodziewała, że wyjdą z jego ust.

Myślałam, że mam nad sobą kontrolę, ale wystarczyło spędzić kilka dni z nim bym odkryła moje pragnienia. Mam nadzieję, że uda mi się je utrzymać głęboko schowane.

Oboje próbujemy być do siebie wrogo nastawieni, ale to tylko przyciąga nas bliżej siebie.

Wychodzę z łazienki i widzę Justina, który grzebie w swojej szafie szykując cichy na jutro.

- Hej, wszystko w porządku ? Siedziałaś tam dosyć długo

- Tak. Po prostu starałam się uspokoić.

Podchodzę do swojego łóżka i ściągam narzutę – Justin, nie wiem jak mam ci dziękować za to co dla mnie …

- Edie, nie. Nie martw się, nie szukaj sposobu by mi podziękować. Nie była to przysługa lub wybór. Musiałem to zrobić i zrobiłbym to ponownie. Chcę tylko mieć pewność, że wszystko z tobą w porządku.

Siadam na łóżku stojącym za mną.

– Znaczysz dla mnie więcej niż myślisz.

Przyciągam kolana do piersi. Jego aluzje są coraz śmielsze, a ja nie mogę starać się ignorować ich więcej. Przynajmniej ma odwagę by mi powiedzieć, nie to co ja.

Siedzę tak dłuższą chwilę i nie patrzę na niego. Słyszę jak głęboko oddycha.

– Wiesz jak długo chciałam powiedzieć ci to samo ?

Unosi brwi do góry i patrzy na mnie zaskoczony, a ja zaczynam się śmiać – Wyglądasz na zaskoczonego.

- Uh… bo jestem.

- Mówiłeś, że nie możesz sprawić żebym cie pragnęła. Możesz. Może nie pokazywałam tego, bo nie chciałam żebyś myślał, że jestem jak inne dziewczyny. Ale wiedz, że … zawsze byłam o nie zazdrosna.

Chłopak przeczesuje ręką włosy – Nie spodziewałem się tego.

- Przepraszam – oblizuję usta – Myślałam, że tak będzie uczciwie.

- Za co przepraszasz ? Myślałem, że już wyraziłem się dosyć jasno o moich rosnących uczuciach do ciebie.

Nabieram powietrza do płuc i wstrzymuje je przez chwilę – I co teraz ?

- Twój ruch, kochanie.

Patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami. Czy on tak po prostu nazwał mnie kochaniem ?

- Spój kto teraz jest w szoku – mówi z uśmiechem

Patrzę na swoje dłonie i lekko się uśmiecham. Tak wiele myśli przeplata teraz mój umysł, ale myśl, że Justin chce mnie jest najważniejsza.

- Myślę, że powinniśmy trochę odpocząć. To był długi dzień – zatrzymuję się na chwilę – Myślę, że powinniśmy zebrać myśli przed dalszą rozmową.

Justin powoli kiwa głową – W porządku … ale jeśli będziesz mnie potrzebować. Jestem tutaj.

Uśmiecham się – Dziękuję.

- Dobranoc – mówi kiedy sięga do lampki by ją zgasić.

- Dobranoc.



***



Budzę się przez jakieś szelesty. Odwracam głowę w stronę zegarka by zobaczyć która jest godzina. Jasne, czerwone, cyfrowe numery na zegarze wskazują godzinę 6:30. Łóżko Justina jest puste. Czyli musiał wstać wcześniej. Rozglądam się po pokoju i odnajduję go grzebiącego w swojej prawie pustej walizce. Sięgam do lampki i zapalam ją przez co natychmiast odwraca się w moją stronę.

- Będziesz lepiej widział – uśmiecham się do niego.

- Przepraszam, nie chciałem cie obudzić.

- W porządku – przeciągam się na łóżku – I tak już jest czas bym się obudziła.

- Hej … uh, wiesz możesz zostać dzisiaj w pokoju i sobie odpocząć. Poradzę sobie sam.

- Ostatnia rzeczą, która chcę zrobić to siedzieć tu samemu i użalać się nad sobą – mówię wstając z łóżka.

Justin stoi przed dużym lustrem próbując zawiązać krawat i co chwilę warczy.

- Kurwa – klnie pod nosem poluzowując niechlujny węzeł, aby spróbować go zawiązać ponownie/

- Wszystko ok ? – pytam nieco rozbawiona.

- Nienawidzę tych pieprzonych węzłów – warczy – Kto to w ogóle wymyślił … Mam nadzieję, że został postrzelony w głowę.

Podchodzę do niego z uśmiechem – Nie musisz ich nosić przez cały czas.

- Ale sprawiają, że wyglądam bardziej formalnie, umiesz to zawiązać ? – pyta odwracając się do mnie z rozwiązanym całkowicie krawatem.

- Ehhh… Tak – przysuwam się bliżej niego i łapię za materiał krawatu.

Zgryzam wargę powstrzymując chichot – Nauczyć cię to wiązać ?

Unosi brwi do góry – Och, to powinno być interesujące – mówi kiedy manewruję krawatem.

- Najpierw musimy to rozplątać … - mówię poluzowując węzeł. Dostosowuje krawat tak by dłuższy koniec znajdował się po prawej stronie. Potem przekładam go pod krótszy koniec, okręcam dwa razy, przenoszę na górę i przeciągam na dół przez utworzoną szparę, tworząc supeł.

- Kto cie nauczył to coś wiązać ?

- Mój tata. Tak na wszelki wypadek gdybym resztę życia musiała spędzić z głupcem, który nie umie wiązać krawatu – mówię układając krawat za kołnierzykiem jego białej koszuli.

- Wyobrażasz sobie, co by teraz powiedział widząc cie wiążącą mi krawat ? – śmieje się.

- A wyobrażasz sobie co powiedziałaby twoja matka widząc mnie wiążącą twój krawat ? – ponownie się śmieje i poprawiam go jeszcze trochę.

Po chwili czuję jak jego ręka ślizga się wzdłuż mojej tali lądują ca biodrze. Nasze oczy się spotykają. Jego głowa obniża i przechyla się nieco dotykając swoimi ustami moich. Są miękkie. Och, tak miękkie i wilgotne.

Na dole mojego brzucha pojawia się przyjemne ciepło.

Ramiona owijam wokół jego szyi, a on swoje wokół mojej talii przyciągając mnie bliżej. Jego wargi pracują przy moich, jego język prosi, żebym wpuściła go do środka. Po chwili łamie się i całkowicie oddaje mu, pozwalając robić ze mną co mu się podoba.

Słyszę jak jęczy kiedy wplątuje palce w jego włosy lekko drapiąc skórę głowy. Pocałunek staje się coraz gorętszy, a Justin przypiera mnie do ściany.

Jego usta odrywają się od moich i wędruję nimi na żuchwę, a następnie na szyję znajdując moje czułe miejsce. Jego ręce wędrują na mój tyłek podnosząc mnie. Nogi instynktownie owijam wokół jego bioder przyciskając go do siebie przez co czuję wybrzuszenie cisnące się w jego spodniach. Nasze usta spotykają się ponownie. Powoli zaczyna kołysać swoimi ocierając się o mnie. Jęczę przez pocałunek i wypycham swoje biodra w jego stronę.

- O Boże, Justin – jęczę mu do ucha co sprawia, że mocniej ściska mój tyłek.

Odciąga mnie od ściany nadal trzymając na ręcach i udaje się w stronę biurka. Sadza mnie na jego krawędzi, a jego ręce wędrują do moich piersi ściskając je lekko.

O tak.

Jedną ręką odsłania mój dekolt i zaczyna składać pocałunki między moimi piersiami. Wbijam paznokcie w jego kark przez co mruczy. Następnie moja ręka porusza się w dół jego klatki piersiowej i zatrzymuję ją poniżej jego pasa. Gryzie skórę na moim obojczyku czekając na mój dotyk, następnie składa tam kilka mokrych pocałunków przez co zostaje nagrodzony pieszczotami jego grubej i twardej męskości. Jęk zadowolenia ucieka z jego gardła i wstrzymuje oddech kiedy mocniej go ściskam.

- O kurwa, to jest takie dobre – czuję jego gorący oddech na mojej skórze i jego rękę która wsuwa się pod moją piżamę.

Nagle odsuwa się ode mnie – Nie – warczy – Nie mogę … nie mogę.

- Nie mogę tego ci zrobić. To nie sprawiedliwe.

- Nie … sprawiedliwe ? – pytam, a mój głos staje się niepewny.

- Nie po tym, co się stało. Nie mogę skorzystać z tego, Edie.

Patrzę w dół na kolana i zaczynam się bawić rąbkiem mojej piżamy – Więc … nie chcesz… - gryzę dolną wargę nie dokańczając zdania i spoglądam na niego.

Justin pociera twarz – Chcę tak cholernie mocno, ale chcę też sprawić żebyś się czuła jak nigdy dotąd.

Mój wzrok kieruje się na wciąż szalejącą wypukłość w jego kroczu.

Przesuwa rękę na kark i pociera go – Chcę abyś była dla mnie gotowa … nie będę w stanie się kontrolować. Nie będę delikatny. A to, co wydarzyło się ostatniej nocy … nie jest dobre.

Zaciskam usta w jedną linię i zsuwam się z biurka – W porządku … - poprawiam swoją piżamę i chowam luźny kosmyk włosów za ucho – Uh… cóż, myślę, że … - biorę przygotowane ciuchy i ruszam w stronę łazienki – Myślę, że po prostu spotkamy się na dole.

- Edie … - Justin woła mnie kiedy otwieram drzwi do łazienki – Edie … czekaj … - nie dokańcza bo zamykam drzwi.




możecie mnie dodać na snapie - trusthimnow 

sobota, 14 stycznia 2017

7: " Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić, Edie "



Justin rusza w naszą stronę, pozwalając drzwiom zamknąć się za nim. Jego oczy są ciemne. To już drugi raz kiedy widzę je takie.

- Mówiłem, żebyś się trzymał z dala od niej – warczy w stronę Scotta.

- To nie jest to na co wygląda – zaczyna się jąkać i odsuwa się ode mnie.

- Nie jest ? – pyta, a następnie chwyta Scotta za koszulkę i rzuca nim w stronę półek. Różne środki czystości spadają na podłogę – Nie jest ?! – teraz krzyczy .

Łapie ponownie Scotta za koszulkę i uderza nim o ścianę, a jego pięść spotyka się z jego twarzą. Natychmiast zaczyna pluć krwią.

Powoli cofam się w kont, a Justin uderza go ponownie.

- Myślałeś, że cie nie znajdę ?! – Krzyczy i uderza go teraz w brzuch na co Scott zgina się w pół.

To go nie powstrzymuje. Scott teraz już leży na podłodze i otrzymuje serie ciosów w twarz. Knykcie Justina są już czerwone, a jego koszulę ozdabiają krople krwi.

- Justin, stop ! – wychodzę z kąta i łapię go za ramie starając odciągnąć, ale to nic nie daje i zadaje mu kolejny cios.

- Justin ! Proszę przestań ! Zabijesz go !

Odsuwa się od niego przez co mam widok na jego zmasakrowaną twarz . Jego klatka piersiowa unosi się szybko.

- Daj spokój. Już zrobiłeś wystarczająco – mówię delikatnie ciągnąc go za ramię.

Powoli wstaje z podłogi i odwraca się do mnie, ale oczywiście przed tym zadał ostatniego kopniaka w żebra Scotta.

- Justin ! – chwytam go za koszulę by zwrócił swoją uwagę na mnie.

Patrzy na mnie i widzę jak jego wściekłość natychmiast się ulatnia – O Boże nic ci nie jest ? – przyciąga mnie do swojej klatki piersiowej i gładzi mnie po włosach.

Czuję jak łzy zaczynają napływać do moich oczu – Skąd wiedziałeś? – szepczę.

- Widziałem cie z nim przy barze. Kiedy wyrwałaś się mu, ale myślałem, że wszystko w porządku ... dopóki nie poszedł za tobą.

Odsuwam się od niego lekko i ocieram łzy – Przepraszam. Powinnam posłuchać ciebie i zostać z Tobą.

Łapie mnie za ramiona – Hej. Nie mów tak. To nie twoja wina. Nie zrobiłaś nic złego.

Przenoszę wzrok na jego tors – Jesteś cały we krwi.

Patrzy w dół na krople krwi znajdujące się na jego koszuli, a następnie na mnie. Na mojej sukience też są plamy, które widocznie odbiły się kiedy mnie przytulał.

- Musimy stąd iść. Ktoś może nas zobaczyć.

Patrzę na poobijanego Scotta leżącego na podłodze. Jego klatka piersiowa unosi się i opada. Przynajmniej oddycha – Co z nim ?

Justin spogląda na niego z drwiącym wzrokiem – Co z nim ? Żyje.

- A co, jeśli ktoś znajdzie go w takim stanie? Mamy reputację do utrzymania. Pamiętasz?

- A co może powiedzieć ? Że próbował cie zgwałcić w składziku dozorcy i obiłem mu mordę za to ? Na pewno nic nie powie.

Łapie mnie za rękę i zaczyna prowadzić w stronę wyjścia. Wysuwa głowę zza drzwi by sprawdzić czy ktoś jest na korytarzu. Ani żywej duszy.

- Dalej chodź – wyciąga mnie ze schowka i zamyka drzwi – Chyba nie ma tutaj innej windy byśmy mogli się dostać do pokoju nie zauważeni – mówi ciągnąc mnie w przeciwną stronę od Sali konferencyjnej.

- Justin ! Edie ! Tutaj jesteście ! – woła głos za naszymi plecami – Szukałem was

Zdajemy sobie sprawę, że głos należy do Boba, który zbliża się do nas. Bob kładzie rękę na ramieniu Justina zmuszając go by odwrócił się w jego stronę. Cofa się kiedy widzi czerwone plamy na jego koszuli.

- Whoa ... co się stało ? – Pyta ostrożnie i odwraca się do mnie – Wszystko w porządku kochanie ? – teraz patrzy podejrzliwie na Justina.

- Wszystko w porządku, Panie Bowden – mówię cicho.

Bob odwraca się za siebie, aby sprawdzić czy nie ma kogoś na korytarzu, a potem odwraca się z powrotem do Justina i szepcze – Co się do cholery stało ? Czy to krew ?

- To tylko mała „sytuacja" , którą musiałem się zająć – Justin odpowiada i kieruje swój wzrok na drzwi od schowka, a po chwili Bob robi to samo.

- Mam cie kryć ? – pyta spokojnie.

- Nie. On nic nie powie.

Bob wzdycha – Jak bardzo jest źle ?

- Będzie żył.

Bob patrzy na nas długo i wzdycha ciężko – No to proponuję się stąd wydostać, zanim ktoś cię zobaczy. Jeśli będziesz mnie potrzebował, po prostu zadzwoń.

- Dzięki Bob.

Bob wyciąga rękę do Justina, a jego oczy wędrują na jego rękę – Och, myślę, że lepiej tego nie róbmy – mówi poprawiając rękawy marynarki.

- Lepiej idź się umyć, synu.

Justin po prostu kiwa w uznaniu, łapie mnie za rękę i zaczyna prowadzić korytarzem.

- Nie będzie To... – zaczynam.

- Nie - odpowiada, zanim mogłam dokończyć.

Wchodzimy do windy i Justin przyciska guzik z numerem naszego piętra. Czuję jak patrzy na mnie przeszywającym wzrokiem. Pewnie zauważył różowe znaki, które znajdują się na moim policzku i szyi. Widzę ja jego oczy ciemnieją, a gniew zaczyna w nim wrzeć po raz kolejny. Gdybym go nie zatrzymała ... nie wiem jak daleko by się posunął.

- Jesteś gdzieś ranna ? – Pyta kiedy wychodzimy z windy.

Potrząsam głową – Nie. Tylko trochę boli mnie głowa, bo Scott uderzył nią kilka razy o ścianę i ... - zatrzymuję się, bo widzę, że ciemna zasłona gniewu ponownie się w nim rozwija. Postanawiam nic już nie mówić o tej sytuacji i chrząkam by oczyścić swoje gardło.

- Wszystko w porządku – odwracam się od niego i próbuję opanować dreszcze, które mnie przechodzą na same wspomnienia tego co działo się w schowku.

Idziemy w milczeniu do pokoju. Przepuszcza mnie w drzwiach.

- Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić, Edie.

- Dziękuję Justin – mówię dziwnie spokojnie – Trzeba to przemyć. Chyba mam coś w mojej torbie by to zrobić – zaczynam grzebać w mojej walizce.

- Edie stop – Jego głos też jest już spokojny, chwyta mnie delikatnie za rękę – To nie jest dobry pomysł, by zachowywać się tak jakby nic się nie stało.

Patrzę na niego. Tyle emocji przebiega przez moje ciało – Co mam zrobić ? – pytam – Płakać? Bać się ? Nie wiem. Wstyd mi. Nie podoba mi się uczucie bezradności, Justin. To właśnie ja. Absolutnie bezradna.

- Nie zawsze trzeba robić wszystko na własną rękę. Czasami potrzeba trochę czyjejś pomocy. Nie ma nic w tym złego.

Patrzę na niego powstrzymując łzy. Jego widok przypomina mi co zrobił dla mnie. Uratował mnie. Ubrudził swoje ręce krwią by mnie chronić. Nie mogę pozbyć się myśli, że ktoś chciał coś dla mnie zrobić.

- Trzeba posprzątać. Masz jutro zajęty dzień – szepczę mając nadzieję, że po prostu pozwoli mi odejść.

Wzdycha- Nie odpychaj mnie. Proszę. Chcę ci pomóc. Ale nie wiem jak to zrobić. Czuję się...

- Bezradny ? – kończę za niego – To nie jest dobre uczucie co nie ?

Kręci głową – Nie.

- Po prostu potrzebuję trochę czasu, Justin.

Teraz kiwa głową, przyjmując moją prośbę – Dobra, idę się umyć – odwraca się i idzie do łazienki.

- Pozwól mi spojrzeć – Mówię podchodząc do niego kiedy stoi przy umywalce i myje ręce. Pokazuje mi prawą rękę. Trochę zadrapane i sine, ale raczej nic nie ma złamane.

- Boli ? – Pytam delikatnie naciskając na każdą kostkę. Krzywi się z lekkim jękiem.

- Niestety – mówi opierając dłoń na umywalce, a ja wyciągam gazę i wodę utlenioną.

- Edie, nie musisz ...

- Proszę pozwól mi. Chcę ci się jakoś odwdzięczyć.

Patrzy na mnie tym dziwnym wzrokiem.

Pochyla się nade mną.

- Przepraszam, Edie - Mówi, patrząc prosto w moje oczy.

- Przepraszasz za co ? – pytam nie wiedząc o co chodzi, ale nie odwracam wzroku od tego co robię – To ja powinnam ciebie przeprosić.

-Nie, przepraszam - Jego ton głosu sprawia, że spoglądam na niego. - Za wszystko.

-Justin...

- Nie. Słuchaj – Przerywa mi – Byłem straszny dla ciebie. Wszystkie te okropne rzeczy, które o tobie mówiłem. Wszystko robiłem to celowo, aby zamienić twoje życie w piekło... wiesz dlaczego to robiłem ?

Potrząsam przecząco głową.

- Nie mogłem cie oszukać – mówi patrząc w dół na nasze złączone dłonie – Nie mogłem dowiedzieć się jak sprawić, że ... będziesz mnie chciała. Widziałaś moje niedoskonałości podczas, gdy inni widzieli tylko mój wygląd i to, że dobrze wykonuję swoją pracę. Nienawidziłem tego.

- Nikt nie jest doskonały – zapewniam go.

Biorę głęboki oddech – To co się zmieniło między nami w ciągu ostatnich kilku dni, pozostanie ?

Kiwa głową – Tak. Pozostanie.

Justin zakłada luźny kosmyk moich włosów za ucho – Nie chcę wracać do przeszłości i nigdy więcej nie chcę cie krzywdzić.

Uśmiecham się do niego - Musimy odpocząć. To był długi dzień.

Odchodzę by się przebrać, ale po chwili się zatrzymuję, bo czuję jak Justin łapie mnie za rękę i chyba nie ma zamiaru mnie puścić. Patrzę na nasze ręce, a potem na niego. Czuję jak moje serce mięknie, gdy widzę wyraz tęsknoty na jego twarzy. Chcę wiedzie co teraz czuję. Muszę.

- Idę wziąć prysznic - Mówię, wsuwając dłoń z jego uścisku - Dziękuję, Justin – mówię kiedy jestem już przy drzwiach.

- Nie musisz mi dziękować.

Patrzymy na siebie chwilę, która wydaje się być wiecznością, ale w efekcie wycofuje się i zamykam za sobą drzwi.







***



Nie wiem jak udało mi się to napisać, ale macie i się cieszcie :D

piątek, 13 stycznia 2017

6: " Nie mógł od ciebie oderwać wzroku "

To jest kolejny długi dzień między dwoma mężczyznami . Justin jest bardzo wkurzony, że Scott przystawia się do mnie i kiedy tylko otrzymujemy informację, że wykłady się skończyły szybko staje na proste nogi.

- Chodź tu. Chcę żebyś kogoś poznała – mówi odciągając mnie od Scotta tak szybko jak to możliwe.

Czuję przyjemne ciepło kiedy obejmuje moją talie.

Prowadzi mnie do starszej pary, wyglądają na około sześćdziesiąt lat. Zauważałam ich w ciągu ostatnich dni jak cały czas się gdzieś śpieszyli. Chyba są kimś ważnym.

- Och Justin, kochanie ! Jak się masz? – pyta kobieta zarzucając mu ręce na szyję.

- Cześć Jeanette. Dobrze, a ty ? – odpowiada ciepło, po chwili jej oczy lądują na mnie.

- A kto to jest ? – mówi odchodząc od Justina – To twoja dziewczyna ? Twoja matka mówiła, że jesteś tutaj z kimś wyjątkowym. Ona jest wspaniała Justin, Jeanette Bowden miło mi poznać – Wyciąga do mnie rękę.

Uśmiecham się do niej szeroko – Edie Phillips, mi również miło poznać, ale nie jestem wspa...

- Och, Bob !! – Jeanette odwraca się ode mnie i macha do mężczyzn którzy stoją kawałek dalej i rozmawiają – Bob kochanie, chodź poznać dziewczynę Justina.

Starszy mężczyzna patrzy na mnie, a potem na Justina – Hej Justin, co tam słychać w sporcie ? – ściskają sobie dłonie, a potem patrzy na mnie – Więc kim jest ta urocza panna ?

- Bob, to Edie

- Czyż ona nie jest piękna, Bob ? Mówię ci to będzie kolejna para która przejmie firmę.

- Um... ona nie jest um... moją dziewczyną – Justin mówi trochę zawstydzony.

Jeanette marszczy brwi – Nie jest ? – Patrzy na mnie.

- Nie. Nie jestem – odpowiadam cicho.

- A dlaczego nie Justin ? Spójrz na nią – Bob pyta wskazując na mnie ręką.

- Och, po prostu dzielimy biuro. Mój wuj nie mógł tutaj przyjechać, więc Edie jest w zastępstwie – odpowiada się drapiąc się po karku.

Stoimy tak w ciszy przez chwile, a ja patrzę na Justina.

- Dobrze. To było trochę niezręczne – Jeanette odzywa się przełamując ciszę – Nie ważne co mówiłam wcześniej i tak miło cie pozna moja droga – Uśmiecha się szeroko do mnie

- Mi ciebie również.

- Masz szczęście mając takiego mężczyznę, który pokazuje ci wszystkie tajniki tego biznesu, Edie – Odzywa się Bob - On naprawdę jest mistrzem w tym co robi. Chciałbym mieć chociaż połowę jego umiejętności, gdy byłem w jego wieku.

- Wiem o tym, nie musi mi pan mówić - Zerkam na niego by zobaczyć jego reakcję.

- Sprawiacie, że się rumienię – Uśmiecha się nieco krzywo.

O Boże on sie na serio rumieni.

Rozmawiamy jeszcze chwilę, a potem Bob zabiera Justina na bo by porozmawiać z przedstawicielami innych firm. Jeanette oprowadza mnie dookoła przedstawiając mnie w kilku grupkach kobiet. Dodaje też że pracuję u boku samego Justina Biebera

Zawsze wiedziałam, że Justin jest dobry w tym co robi, ale nigdy nie wiedziałam, że wszyscy w firmie tak go podziwiają. Może nieco źle go osądziłam. A może nie chcę pogodzić się z faktem, że jesteśmy dla siebie coraz milsi.

- Więc, ty i Justin ... po prostu dzielicie biuro ? – Jeanette pyta kiedy mamy trochę czasu sam na sam.

- Tak, już około 8 lat.

- 8 lat ? Byłaś w stanie oprzeć się temu uwodzicielowi ?

Rozszerzam nieco oczy – Przepraszam ?

- Och, daj spokój kochanie. Wiesz ile jest tutaj kobiet gotowych by wydrapać ci oczy za to że dzielisz biuro z tym chłopakiem ?

Posyłam jej mały uśmiech – Jestem w pełni świadoma wszystkich fizycznych aktów Justina, ale my ściśle trzymamy się tylko biznesowych relacji.

- Możesz tak myśleć, ale ja sądzę coś innego.

- A co sprawia, że tak sądzisz ?

- Nie mógł od ciebie oderwać wzroku kiedy Bob go zabierał. Nigdy nie widziałam żeby robił tak wcześniej. Obie wiemy, że każda kobieta go pragnie, a on jednym ruchem może sprawić, że miękną jej kolana. A wszystko co teraz robi to parzy na ciebie.

W moim żołądku wybucha stado motyli, odwracam się i nasze spojrzenia się krzyżują. Stoi ode mnie niecałe pięć metrów w kółku z czterema innymi facetami.

To nie jest to spojrzenie, którym się rozgląda szukając mnie. Ono jest pełne pragnienia, jest takie same jak to którym patrzył na mnie wczoraj wieczorem.

- Och, on po prostu pilnuje mnie, przez to czuję się tutaj przy nim jak dziecko.

- Kogo starasz się oszukać ? Mnie ? .... Czy siebie ? – mówi Jeanette.

Spoglądam w dół na podłogę, bo nagle wydaje się być ciekawa i zaciskam usta w wąską linie.

- W porządku kochanie. On na pewno wszystko ci powie, kiedy poczuje się bardziej pewnie – klepie mnie w ramię – Będę się zbierać do pokoju, a ty –wskazuje na mnie – powinnaś iść do niego i go pilnować, bo kilka kobiet ostrzy sobie pazurki na niego.

Spoglądam na nią – Dziękuję, pani Bowden.

Jeanette odchodzi ode mnie, a ja odwracam się i znowu patrzę na Justina. Tak. Wciąż jego wzrok jest zawieszony na mnie. Ruszam w jego stronę, a po chwili czuję jak ktoś chwyta mnie za nadgarstek.

- Tu jesteś. Szukałem cie – Odzywa się Scott.

- Cześć. Właśnie szłam do Justina.

- Ehh... trochę nudny plan. Mogę postawić ci drinka ?

Patrzę na Justina, a następnie z powrotem na Scotta. On na pewno będzie chciał zostać na dole, a ja będę siedziała sama w pokoju.

- Pewnie – przystaję na jego propozycję, bo nie mam niczego ciekawego do roboty w pokoju. Scott łapie mnie za rękę i oddalamy się od wzroku Justina.

Znaleźliśmy miejsce przy barze i zamówiliśmy kilka drinków.

- Bowden nazwała cię dziewczyną Justina ? – mówi Scott popijając swoją szkocką.

- Yep, ale szybko to odwróciliśmy – odpowiadam.

- Ale wy tylko dzielicie biuro ?

- Tak. Nic więcej.

- Ok, ale nigdy nie chciał spędzić z Tobą trochę czasu sam na sam ?

- Nie wiem. Sam go zapytaj.

Scott mruży oczy – Jesteś na mnie zła, czy co ?

- Dlaczego tak myślisz ?

- Kiedy pytam o Justin nie chcesz nic mówić, albo odpowiadasz chamsko.

- A co mam ci on nim mówić ?

- Cóż chcę wiedzieć czy jestem bardziej atrakcyjniejszy dla jego „dziewczyny"

Spoglądam na niego – Czy to ważne ? Wyglądasz na faceta, który bierze co chce, niezależnie od tego czy dziewczyna jest dostępna czy nie.

Na jego ustach powoli formuje się uśmiech – Czyli myślisz, że jestem przebiegły ?

Przesuwam powoli palcem wzdłuż rurki od drinka.

- Myślę, że flirtuje Pani ze mną, Pani Phillips – mruczy pochylając się w moją stronę.

- Nienawidzę tego, że jesteś zawsze taki pewny – Uśmiecham się, patrząc z dala od niego.

- Przetestuj mnie – Szepcze, a jego ręka trafia na moje kolano, powoli przesuwając się do góry.

Patrzę na jego rękę. Uczucie zaniepokojenia rośnie wewnątrz mnie.

- Twój czas się chyba kończy, Scott – Stwierdzam i z rzucam jego rękę.

To go nie zadowoliło. Jego oczy ciemnieją i zaciska zęby – Może powinnaś sobie zdać sprawę z kim rozmawiasz. Tak możesz rozmawiać z Justinem i po za tym nikt nigdy mi nie mówi co mam robić. Jak wcześniej mówiłaś jestem typem faceta, który bierze co chce i wezmę to co chce Justin.

Podnoszę się z krzesła i chwytam torebkę – Widzę, że to był zły pomysł. Dziękuję za drinka, ale muszę już iść.

Staram się iść tak szybko jak to możliwe, ale Scott nie pozwala mi daleko odejść, bo łapie mnie ponownie za nadgarstek. Tym razem mocniej.

- Scott. Proszę puść. To boli – próbuję się wyrwać, ale jego uścisk się wzmacnia.

- Nie biorę „ Nie" za odpowiedź.

Wyszarpuję swoją rękę z jego uścisku – No to teraz musisz wziąć – stwierdzam, odwracając się na pięcie, by uciec tak daleko, jak to możliwe.

Znalazłam się w korytarzu pomiędzy barem a salą konferencyjną i rozważam czy znaleźć Justina i powiedzieć mu co się stało, czy nie. Może nie powinnam. Był by na mnie zły za to, że pozwoliłam by to się wydarzyło.

Postanawiam po prostu pójść do toalety, by się uspokoić i zebrać myśli. Wędruję dalej, a odgłosy rozmów cichną. To musi być gdzieś tutaj. Rozglądam się po korytarzu i widzę kawałek dalej znak, który wskazuje toalety.

Powoli staram się przetworzyć wszystko to co się stało. Nagle czuję parę rąk która chwyta mnie w tali i wciąga do jakiegoś składziku.

Odwracam się i widzę Scotta zamykającego drzwi. Czuję jak serce podchodzi mi do gardła, bo zdałam sobie sprawę co się dzieje.

- Scott, proszę ...

- Zamknij się – Warczy podchodząc do mnie – Powiedziałem ci, że nie biorę „ Nie" za odpowiedź. Przyciska mnie do ściany i przesuwa palcem po moim policzku, jęk zadowoleni wydobywa się z jego gardła. Odwracam twarz od niego.

- Coś nie tak kochanie ? Boisz się ? – Łapie moją twarz i przyciska całą głowę do ściany.

Skomlę cicho. Strach przeszywa całe moje ciało. Odsuwa moją głowę na bok, chowa swoją twarz w zagłębieniu szyi i bierze głęboki oddech – Mmm... to jest normalne. Można się bać – Szepcze mi do ucha i chwyta moją rękę zmuszając bym dotknęła jego erekcji.

Łzy pojawiły się w moich oczach. To nie może się dziać. Chcę walczyć, krzyczeć, ale nie mogę. Całe moje ciało jest sparaliżowane. Nigdy nie wiedziałam, że można być aż tak przerażonym.

Zaczynam szlochać kiedy prowadzi moją rękę wzdłuż jego długości.

- Nie rób tego proszę. Po prostu daj mi odejść. Nic nikomu nie powiem, Przysięgam to ... - Próbuję dokończyć, ale ponownie przyciska mnie do ściany co powoduje mój krzyk.

- Mówiłem żebyś się zamknęła. Teraz bądź grzeczną dziewczynką i daj mi to co chcę – Jego ręka ześlizguje się na dół mojej sukienki i ciągnie ją do góry, palcami przesuwa po moich koronkowych majtkach. Zmusza mnie bym podniosła swoją głowę do góry i wpycha mi język do gardła – Smakujesz lepiej niż sobie to wyobrażałem – Uśmiecha się w moje usta.

Zamykam oczy i odwracam głowę by powstrzymać go od ponownego całowania mnie. Nagle rozbrzmiewa dźwięk rozpinającego paska.

- Nie. Nie. Nie. Proszę, nie – Szarpię się kiedy jego palce próbują zedrzeć ze mnie majtki.

- Nie ruszaj się – warczy ściskając moje ręce razem, a potem uderza mnie w twarz co na chwile mnie ogłusza.

Stłumione dźwięki powodują, że Scott sztywnieje.

- Edie ? – odzywa się głos zza drzwi.

Oczy Scotta się poszerzają kiedy patrzy na mnie – Ani słowa – syczy zaciskając ręce na mojej szyi.

- Edie ? Jesteś tam ? – Ponownie głos odzywa się i ktoś rusza klamką.

To Justin. O Boże. To Justin.

Gromadzę w sobie całą odwagę jak mi pozostała – Justin ! Jestem tutaj ! Pomóż mi ! – Krzyczę.

- Głupia suko ! – wydziera się Scott uderzając mnie ponownie w twarz.

W ułamku sekundy drzwi wylatują z zawiasów, a Justin pojawia się w schowku.





******

Scott aka chujek :)))

Chciałabym żeby każdy kto czyta to ff napisał w komentarzu jak do tej pory podobają się rozdziały :D