Justin rusza w naszą stronę, pozwalając drzwiom zamknąć się za nim. Jego oczy są ciemne. To już drugi raz kiedy widzę je takie.
- Mówiłem, żebyś się trzymał z dala od niej – warczy w stronę Scotta.
- To nie jest to na co wygląda – zaczyna się jąkać i odsuwa się ode mnie.
- Nie jest ? – pyta, a następnie chwyta Scotta za koszulkę i rzuca nim w stronę półek. Różne środki czystości spadają na podłogę – Nie jest ?! – teraz krzyczy .
Łapie ponownie Scotta za koszulkę i uderza nim o ścianę, a jego pięść spotyka się z jego twarzą. Natychmiast zaczyna pluć krwią.
Powoli cofam się w kont, a Justin uderza go ponownie.
- Myślałeś, że cie nie znajdę ?! – Krzyczy i uderza go teraz w brzuch na co Scott zgina się w pół.
To go nie powstrzymuje. Scott teraz już leży na podłodze i otrzymuje serie ciosów w twarz. Knykcie Justina są już czerwone, a jego koszulę ozdabiają krople krwi.
- Justin, stop ! – wychodzę z kąta i łapię go za ramie starając odciągnąć, ale to nic nie daje i zadaje mu kolejny cios.
- Justin ! Proszę przestań ! Zabijesz go !
Odsuwa się od niego przez co mam widok na jego zmasakrowaną twarz . Jego klatka piersiowa unosi się szybko.
- Daj spokój. Już zrobiłeś wystarczająco – mówię delikatnie ciągnąc go za ramię.
Powoli wstaje z podłogi i odwraca się do mnie, ale oczywiście przed tym zadał ostatniego kopniaka w żebra Scotta.
- Justin ! – chwytam go za koszulę by zwrócił swoją uwagę na mnie.
Patrzy na mnie i widzę jak jego wściekłość natychmiast się ulatnia – O Boże nic ci nie jest ? – przyciąga mnie do swojej klatki piersiowej i gładzi mnie po włosach.
Czuję jak łzy zaczynają napływać do moich oczu – Skąd wiedziałeś? – szepczę.
- Widziałem cie z nim przy barze. Kiedy wyrwałaś się mu, ale myślałem, że wszystko w porządku ... dopóki nie poszedł za tobą.
Odsuwam się od niego lekko i ocieram łzy – Przepraszam. Powinnam posłuchać ciebie i zostać z Tobą.
Łapie mnie za ramiona – Hej. Nie mów tak. To nie twoja wina. Nie zrobiłaś nic złego.
Przenoszę wzrok na jego tors – Jesteś cały we krwi.
Patrzy w dół na krople krwi znajdujące się na jego koszuli, a następnie na mnie. Na mojej sukience też są plamy, które widocznie odbiły się kiedy mnie przytulał.
- Musimy stąd iść. Ktoś może nas zobaczyć.
Patrzę na poobijanego Scotta leżącego na podłodze. Jego klatka piersiowa unosi się i opada. Przynajmniej oddycha – Co z nim ?
Justin spogląda na niego z drwiącym wzrokiem – Co z nim ? Żyje.
- A co, jeśli ktoś znajdzie go w takim stanie? Mamy reputację do utrzymania. Pamiętasz?
- A co może powiedzieć ? Że próbował cie zgwałcić w składziku dozorcy i obiłem mu mordę za to ? Na pewno nic nie powie.
Łapie mnie za rękę i zaczyna prowadzić w stronę wyjścia. Wysuwa głowę zza drzwi by sprawdzić czy ktoś jest na korytarzu. Ani żywej duszy.
- Dalej chodź – wyciąga mnie ze schowka i zamyka drzwi – Chyba nie ma tutaj innej windy byśmy mogli się dostać do pokoju nie zauważeni – mówi ciągnąc mnie w przeciwną stronę od Sali konferencyjnej.
- Justin ! Edie ! Tutaj jesteście ! – woła głos za naszymi plecami – Szukałem was
Zdajemy sobie sprawę, że głos należy do Boba, który zbliża się do nas. Bob kładzie rękę na ramieniu Justina zmuszając go by odwrócił się w jego stronę. Cofa się kiedy widzi czerwone plamy na jego koszuli.
- Whoa ... co się stało ? – Pyta ostrożnie i odwraca się do mnie – Wszystko w porządku kochanie ? – teraz patrzy podejrzliwie na Justina.
- Wszystko w porządku, Panie Bowden – mówię cicho.
Bob odwraca się za siebie, aby sprawdzić czy nie ma kogoś na korytarzu, a potem odwraca się z powrotem do Justina i szepcze – Co się do cholery stało ? Czy to krew ?
- To tylko mała „sytuacja" , którą musiałem się zająć – Justin odpowiada i kieruje swój wzrok na drzwi od schowka, a po chwili Bob robi to samo.
- Mam cie kryć ? – pyta spokojnie.
- Nie. On nic nie powie.
Bob wzdycha – Jak bardzo jest źle ?
- Będzie żył.
Bob patrzy na nas długo i wzdycha ciężko – No to proponuję się stąd wydostać, zanim ktoś cię zobaczy. Jeśli będziesz mnie potrzebował, po prostu zadzwoń.
- Dzięki Bob.
Bob wyciąga rękę do Justina, a jego oczy wędrują na jego rękę – Och, myślę, że lepiej tego nie róbmy – mówi poprawiając rękawy marynarki.
- Lepiej idź się umyć, synu.
Justin po prostu kiwa w uznaniu, łapie mnie za rękę i zaczyna prowadzić korytarzem.
- Nie będzie To... – zaczynam.
- Nie - odpowiada, zanim mogłam dokończyć.
Wchodzimy do windy i Justin przyciska guzik z numerem naszego piętra. Czuję jak patrzy na mnie przeszywającym wzrokiem. Pewnie zauważył różowe znaki, które znajdują się na moim policzku i szyi. Widzę ja jego oczy ciemnieją, a gniew zaczyna w nim wrzeć po raz kolejny. Gdybym go nie zatrzymała ... nie wiem jak daleko by się posunął.
- Jesteś gdzieś ranna ? – Pyta kiedy wychodzimy z windy.
Potrząsam głową – Nie. Tylko trochę boli mnie głowa, bo Scott uderzył nią kilka razy o ścianę i ... - zatrzymuję się, bo widzę, że ciemna zasłona gniewu ponownie się w nim rozwija. Postanawiam nic już nie mówić o tej sytuacji i chrząkam by oczyścić swoje gardło.
- Wszystko w porządku – odwracam się od niego i próbuję opanować dreszcze, które mnie przechodzą na same wspomnienia tego co działo się w schowku.
Idziemy w milczeniu do pokoju. Przepuszcza mnie w drzwiach.
- Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić, Edie.
- Dziękuję Justin – mówię dziwnie spokojnie – Trzeba to przemyć. Chyba mam coś w mojej torbie by to zrobić – zaczynam grzebać w mojej walizce.
- Edie stop – Jego głos też jest już spokojny, chwyta mnie delikatnie za rękę – To nie jest dobry pomysł, by zachowywać się tak jakby nic się nie stało.
Patrzę na niego. Tyle emocji przebiega przez moje ciało – Co mam zrobić ? – pytam – Płakać? Bać się ? Nie wiem. Wstyd mi. Nie podoba mi się uczucie bezradności, Justin. To właśnie ja. Absolutnie bezradna.
- Nie zawsze trzeba robić wszystko na własną rękę. Czasami potrzeba trochę czyjejś pomocy. Nie ma nic w tym złego.
Patrzę na niego powstrzymując łzy. Jego widok przypomina mi co zrobił dla mnie. Uratował mnie. Ubrudził swoje ręce krwią by mnie chronić. Nie mogę pozbyć się myśli, że ktoś chciał coś dla mnie zrobić.
- Trzeba posprzątać. Masz jutro zajęty dzień – szepczę mając nadzieję, że po prostu pozwoli mi odejść.
Wzdycha- Nie odpychaj mnie. Proszę. Chcę ci pomóc. Ale nie wiem jak to zrobić. Czuję się...
- Bezradny ? – kończę za niego – To nie jest dobre uczucie co nie ?
Kręci głową – Nie.
- Po prostu potrzebuję trochę czasu, Justin.
Teraz kiwa głową, przyjmując moją prośbę – Dobra, idę się umyć – odwraca się i idzie do łazienki.
- Pozwól mi spojrzeć – Mówię podchodząc do niego kiedy stoi przy umywalce i myje ręce. Pokazuje mi prawą rękę. Trochę zadrapane i sine, ale raczej nic nie ma złamane.
- Boli ? – Pytam delikatnie naciskając na każdą kostkę. Krzywi się z lekkim jękiem.
- Niestety – mówi opierając dłoń na umywalce, a ja wyciągam gazę i wodę utlenioną.
- Edie, nie musisz ...
- Proszę pozwól mi. Chcę ci się jakoś odwdzięczyć.
Patrzy na mnie tym dziwnym wzrokiem.
Pochyla się nade mną.
- Przepraszam, Edie - Mówi, patrząc prosto w moje oczy.
- Przepraszasz za co ? – pytam nie wiedząc o co chodzi, ale nie odwracam wzroku od tego co robię – To ja powinnam ciebie przeprosić.
-Nie, przepraszam - Jego ton głosu sprawia, że spoglądam na niego. - Za wszystko.
-Justin...
- Nie. Słuchaj – Przerywa mi – Byłem straszny dla ciebie. Wszystkie te okropne rzeczy, które o tobie mówiłem. Wszystko robiłem to celowo, aby zamienić twoje życie w piekło... wiesz dlaczego to robiłem ?
Potrząsam przecząco głową.
- Nie mogłem cie oszukać – mówi patrząc w dół na nasze złączone dłonie – Nie mogłem dowiedzieć się jak sprawić, że ... będziesz mnie chciała. Widziałaś moje niedoskonałości podczas, gdy inni widzieli tylko mój wygląd i to, że dobrze wykonuję swoją pracę. Nienawidziłem tego.
- Nikt nie jest doskonały – zapewniam go.
Biorę głęboki oddech – To co się zmieniło między nami w ciągu ostatnich kilku dni, pozostanie ?
Kiwa głową – Tak. Pozostanie.
Justin zakłada luźny kosmyk moich włosów za ucho – Nie chcę wracać do przeszłości i nigdy więcej nie chcę cie krzywdzić.
Uśmiecham się do niego - Musimy odpocząć. To był długi dzień.
Odchodzę by się przebrać, ale po chwili się zatrzymuję, bo czuję jak Justin łapie mnie za rękę i chyba nie ma zamiaru mnie puścić. Patrzę na nasze ręce, a potem na niego. Czuję jak moje serce mięknie, gdy widzę wyraz tęsknoty na jego twarzy. Chcę wiedzie co teraz czuję. Muszę.
- Idę wziąć prysznic - Mówię, wsuwając dłoń z jego uścisku - Dziękuję, Justin – mówię kiedy jestem już przy drzwiach.
- Nie musisz mi dziękować.
Patrzymy na siebie chwilę, która wydaje się być wiecznością, ale w efekcie wycofuje się i zamykam za sobą drzwi.
***
Nie wiem jak udało mi się to napisać, ale macie i się cieszcie :D
Tak czekalam na kolejny rozdział, nareszcie są❤Dawno nie spotkałam tak dobrego bloga, czekam na kolejny :* jesteś boska
OdpowiedzUsuńJejku meggaaaaa czekam na kolejny 💘💘💘
OdpowiedzUsuńOKEJ NIE MOGE SIE DOCZEKAC CODZIENNIE WCHODZE I SPRAWDZAM CZY JEST NOWY
OdpowiedzUsuńniedługo pojawi się kolejny :D + jeśli chcesz mogę cię informować, tylko podaj mi do siebie jakiś kontakt np. twittera :)
Usuń@biebersfull dziękuję i czekam :)))
UsuńUwielbiam to opowiadanie :) :*
OdpowiedzUsuńRozdzial jak zawsze cudowny :*
Czekam na next :*