sobota, 14 stycznia 2017

7: " Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić, Edie "



Justin rusza w naszą stronę, pozwalając drzwiom zamknąć się za nim. Jego oczy są ciemne. To już drugi raz kiedy widzę je takie.

- Mówiłem, żebyś się trzymał z dala od niej – warczy w stronę Scotta.

- To nie jest to na co wygląda – zaczyna się jąkać i odsuwa się ode mnie.

- Nie jest ? – pyta, a następnie chwyta Scotta za koszulkę i rzuca nim w stronę półek. Różne środki czystości spadają na podłogę – Nie jest ?! – teraz krzyczy .

Łapie ponownie Scotta za koszulkę i uderza nim o ścianę, a jego pięść spotyka się z jego twarzą. Natychmiast zaczyna pluć krwią.

Powoli cofam się w kont, a Justin uderza go ponownie.

- Myślałeś, że cie nie znajdę ?! – Krzyczy i uderza go teraz w brzuch na co Scott zgina się w pół.

To go nie powstrzymuje. Scott teraz już leży na podłodze i otrzymuje serie ciosów w twarz. Knykcie Justina są już czerwone, a jego koszulę ozdabiają krople krwi.

- Justin, stop ! – wychodzę z kąta i łapię go za ramie starając odciągnąć, ale to nic nie daje i zadaje mu kolejny cios.

- Justin ! Proszę przestań ! Zabijesz go !

Odsuwa się od niego przez co mam widok na jego zmasakrowaną twarz . Jego klatka piersiowa unosi się szybko.

- Daj spokój. Już zrobiłeś wystarczająco – mówię delikatnie ciągnąc go za ramię.

Powoli wstaje z podłogi i odwraca się do mnie, ale oczywiście przed tym zadał ostatniego kopniaka w żebra Scotta.

- Justin ! – chwytam go za koszulę by zwrócił swoją uwagę na mnie.

Patrzy na mnie i widzę jak jego wściekłość natychmiast się ulatnia – O Boże nic ci nie jest ? – przyciąga mnie do swojej klatki piersiowej i gładzi mnie po włosach.

Czuję jak łzy zaczynają napływać do moich oczu – Skąd wiedziałeś? – szepczę.

- Widziałem cie z nim przy barze. Kiedy wyrwałaś się mu, ale myślałem, że wszystko w porządku ... dopóki nie poszedł za tobą.

Odsuwam się od niego lekko i ocieram łzy – Przepraszam. Powinnam posłuchać ciebie i zostać z Tobą.

Łapie mnie za ramiona – Hej. Nie mów tak. To nie twoja wina. Nie zrobiłaś nic złego.

Przenoszę wzrok na jego tors – Jesteś cały we krwi.

Patrzy w dół na krople krwi znajdujące się na jego koszuli, a następnie na mnie. Na mojej sukience też są plamy, które widocznie odbiły się kiedy mnie przytulał.

- Musimy stąd iść. Ktoś może nas zobaczyć.

Patrzę na poobijanego Scotta leżącego na podłodze. Jego klatka piersiowa unosi się i opada. Przynajmniej oddycha – Co z nim ?

Justin spogląda na niego z drwiącym wzrokiem – Co z nim ? Żyje.

- A co, jeśli ktoś znajdzie go w takim stanie? Mamy reputację do utrzymania. Pamiętasz?

- A co może powiedzieć ? Że próbował cie zgwałcić w składziku dozorcy i obiłem mu mordę za to ? Na pewno nic nie powie.

Łapie mnie za rękę i zaczyna prowadzić w stronę wyjścia. Wysuwa głowę zza drzwi by sprawdzić czy ktoś jest na korytarzu. Ani żywej duszy.

- Dalej chodź – wyciąga mnie ze schowka i zamyka drzwi – Chyba nie ma tutaj innej windy byśmy mogli się dostać do pokoju nie zauważeni – mówi ciągnąc mnie w przeciwną stronę od Sali konferencyjnej.

- Justin ! Edie ! Tutaj jesteście ! – woła głos za naszymi plecami – Szukałem was

Zdajemy sobie sprawę, że głos należy do Boba, który zbliża się do nas. Bob kładzie rękę na ramieniu Justina zmuszając go by odwrócił się w jego stronę. Cofa się kiedy widzi czerwone plamy na jego koszuli.

- Whoa ... co się stało ? – Pyta ostrożnie i odwraca się do mnie – Wszystko w porządku kochanie ? – teraz patrzy podejrzliwie na Justina.

- Wszystko w porządku, Panie Bowden – mówię cicho.

Bob odwraca się za siebie, aby sprawdzić czy nie ma kogoś na korytarzu, a potem odwraca się z powrotem do Justina i szepcze – Co się do cholery stało ? Czy to krew ?

- To tylko mała „sytuacja" , którą musiałem się zająć – Justin odpowiada i kieruje swój wzrok na drzwi od schowka, a po chwili Bob robi to samo.

- Mam cie kryć ? – pyta spokojnie.

- Nie. On nic nie powie.

Bob wzdycha – Jak bardzo jest źle ?

- Będzie żył.

Bob patrzy na nas długo i wzdycha ciężko – No to proponuję się stąd wydostać, zanim ktoś cię zobaczy. Jeśli będziesz mnie potrzebował, po prostu zadzwoń.

- Dzięki Bob.

Bob wyciąga rękę do Justina, a jego oczy wędrują na jego rękę – Och, myślę, że lepiej tego nie róbmy – mówi poprawiając rękawy marynarki.

- Lepiej idź się umyć, synu.

Justin po prostu kiwa w uznaniu, łapie mnie za rękę i zaczyna prowadzić korytarzem.

- Nie będzie To... – zaczynam.

- Nie - odpowiada, zanim mogłam dokończyć.

Wchodzimy do windy i Justin przyciska guzik z numerem naszego piętra. Czuję jak patrzy na mnie przeszywającym wzrokiem. Pewnie zauważył różowe znaki, które znajdują się na moim policzku i szyi. Widzę ja jego oczy ciemnieją, a gniew zaczyna w nim wrzeć po raz kolejny. Gdybym go nie zatrzymała ... nie wiem jak daleko by się posunął.

- Jesteś gdzieś ranna ? – Pyta kiedy wychodzimy z windy.

Potrząsam głową – Nie. Tylko trochę boli mnie głowa, bo Scott uderzył nią kilka razy o ścianę i ... - zatrzymuję się, bo widzę, że ciemna zasłona gniewu ponownie się w nim rozwija. Postanawiam nic już nie mówić o tej sytuacji i chrząkam by oczyścić swoje gardło.

- Wszystko w porządku – odwracam się od niego i próbuję opanować dreszcze, które mnie przechodzą na same wspomnienia tego co działo się w schowku.

Idziemy w milczeniu do pokoju. Przepuszcza mnie w drzwiach.

- Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić, Edie.

- Dziękuję Justin – mówię dziwnie spokojnie – Trzeba to przemyć. Chyba mam coś w mojej torbie by to zrobić – zaczynam grzebać w mojej walizce.

- Edie stop – Jego głos też jest już spokojny, chwyta mnie delikatnie za rękę – To nie jest dobry pomysł, by zachowywać się tak jakby nic się nie stało.

Patrzę na niego. Tyle emocji przebiega przez moje ciało – Co mam zrobić ? – pytam – Płakać? Bać się ? Nie wiem. Wstyd mi. Nie podoba mi się uczucie bezradności, Justin. To właśnie ja. Absolutnie bezradna.

- Nie zawsze trzeba robić wszystko na własną rękę. Czasami potrzeba trochę czyjejś pomocy. Nie ma nic w tym złego.

Patrzę na niego powstrzymując łzy. Jego widok przypomina mi co zrobił dla mnie. Uratował mnie. Ubrudził swoje ręce krwią by mnie chronić. Nie mogę pozbyć się myśli, że ktoś chciał coś dla mnie zrobić.

- Trzeba posprzątać. Masz jutro zajęty dzień – szepczę mając nadzieję, że po prostu pozwoli mi odejść.

Wzdycha- Nie odpychaj mnie. Proszę. Chcę ci pomóc. Ale nie wiem jak to zrobić. Czuję się...

- Bezradny ? – kończę za niego – To nie jest dobre uczucie co nie ?

Kręci głową – Nie.

- Po prostu potrzebuję trochę czasu, Justin.

Teraz kiwa głową, przyjmując moją prośbę – Dobra, idę się umyć – odwraca się i idzie do łazienki.

- Pozwól mi spojrzeć – Mówię podchodząc do niego kiedy stoi przy umywalce i myje ręce. Pokazuje mi prawą rękę. Trochę zadrapane i sine, ale raczej nic nie ma złamane.

- Boli ? – Pytam delikatnie naciskając na każdą kostkę. Krzywi się z lekkim jękiem.

- Niestety – mówi opierając dłoń na umywalce, a ja wyciągam gazę i wodę utlenioną.

- Edie, nie musisz ...

- Proszę pozwól mi. Chcę ci się jakoś odwdzięczyć.

Patrzy na mnie tym dziwnym wzrokiem.

Pochyla się nade mną.

- Przepraszam, Edie - Mówi, patrząc prosto w moje oczy.

- Przepraszasz za co ? – pytam nie wiedząc o co chodzi, ale nie odwracam wzroku od tego co robię – To ja powinnam ciebie przeprosić.

-Nie, przepraszam - Jego ton głosu sprawia, że spoglądam na niego. - Za wszystko.

-Justin...

- Nie. Słuchaj – Przerywa mi – Byłem straszny dla ciebie. Wszystkie te okropne rzeczy, które o tobie mówiłem. Wszystko robiłem to celowo, aby zamienić twoje życie w piekło... wiesz dlaczego to robiłem ?

Potrząsam przecząco głową.

- Nie mogłem cie oszukać – mówi patrząc w dół na nasze złączone dłonie – Nie mogłem dowiedzieć się jak sprawić, że ... będziesz mnie chciała. Widziałaś moje niedoskonałości podczas, gdy inni widzieli tylko mój wygląd i to, że dobrze wykonuję swoją pracę. Nienawidziłem tego.

- Nikt nie jest doskonały – zapewniam go.

Biorę głęboki oddech – To co się zmieniło między nami w ciągu ostatnich kilku dni, pozostanie ?

Kiwa głową – Tak. Pozostanie.

Justin zakłada luźny kosmyk moich włosów za ucho – Nie chcę wracać do przeszłości i nigdy więcej nie chcę cie krzywdzić.

Uśmiecham się do niego - Musimy odpocząć. To był długi dzień.

Odchodzę by się przebrać, ale po chwili się zatrzymuję, bo czuję jak Justin łapie mnie za rękę i chyba nie ma zamiaru mnie puścić. Patrzę na nasze ręce, a potem na niego. Czuję jak moje serce mięknie, gdy widzę wyraz tęsknoty na jego twarzy. Chcę wiedzie co teraz czuję. Muszę.

- Idę wziąć prysznic - Mówię, wsuwając dłoń z jego uścisku - Dziękuję, Justin – mówię kiedy jestem już przy drzwiach.

- Nie musisz mi dziękować.

Patrzymy na siebie chwilę, która wydaje się być wiecznością, ale w efekcie wycofuje się i zamykam za sobą drzwi.







***



Nie wiem jak udało mi się to napisać, ale macie i się cieszcie :D

piątek, 13 stycznia 2017

6: " Nie mógł od ciebie oderwać wzroku "

To jest kolejny długi dzień między dwoma mężczyznami . Justin jest bardzo wkurzony, że Scott przystawia się do mnie i kiedy tylko otrzymujemy informację, że wykłady się skończyły szybko staje na proste nogi.

- Chodź tu. Chcę żebyś kogoś poznała – mówi odciągając mnie od Scotta tak szybko jak to możliwe.

Czuję przyjemne ciepło kiedy obejmuje moją talie.

Prowadzi mnie do starszej pary, wyglądają na około sześćdziesiąt lat. Zauważałam ich w ciągu ostatnich dni jak cały czas się gdzieś śpieszyli. Chyba są kimś ważnym.

- Och Justin, kochanie ! Jak się masz? – pyta kobieta zarzucając mu ręce na szyję.

- Cześć Jeanette. Dobrze, a ty ? – odpowiada ciepło, po chwili jej oczy lądują na mnie.

- A kto to jest ? – mówi odchodząc od Justina – To twoja dziewczyna ? Twoja matka mówiła, że jesteś tutaj z kimś wyjątkowym. Ona jest wspaniała Justin, Jeanette Bowden miło mi poznać – Wyciąga do mnie rękę.

Uśmiecham się do niej szeroko – Edie Phillips, mi również miło poznać, ale nie jestem wspa...

- Och, Bob !! – Jeanette odwraca się ode mnie i macha do mężczyzn którzy stoją kawałek dalej i rozmawiają – Bob kochanie, chodź poznać dziewczynę Justina.

Starszy mężczyzna patrzy na mnie, a potem na Justina – Hej Justin, co tam słychać w sporcie ? – ściskają sobie dłonie, a potem patrzy na mnie – Więc kim jest ta urocza panna ?

- Bob, to Edie

- Czyż ona nie jest piękna, Bob ? Mówię ci to będzie kolejna para która przejmie firmę.

- Um... ona nie jest um... moją dziewczyną – Justin mówi trochę zawstydzony.

Jeanette marszczy brwi – Nie jest ? – Patrzy na mnie.

- Nie. Nie jestem – odpowiadam cicho.

- A dlaczego nie Justin ? Spójrz na nią – Bob pyta wskazując na mnie ręką.

- Och, po prostu dzielimy biuro. Mój wuj nie mógł tutaj przyjechać, więc Edie jest w zastępstwie – odpowiada się drapiąc się po karku.

Stoimy tak w ciszy przez chwile, a ja patrzę na Justina.

- Dobrze. To było trochę niezręczne – Jeanette odzywa się przełamując ciszę – Nie ważne co mówiłam wcześniej i tak miło cie pozna moja droga – Uśmiecha się szeroko do mnie

- Mi ciebie również.

- Masz szczęście mając takiego mężczyznę, który pokazuje ci wszystkie tajniki tego biznesu, Edie – Odzywa się Bob - On naprawdę jest mistrzem w tym co robi. Chciałbym mieć chociaż połowę jego umiejętności, gdy byłem w jego wieku.

- Wiem o tym, nie musi mi pan mówić - Zerkam na niego by zobaczyć jego reakcję.

- Sprawiacie, że się rumienię – Uśmiecha się nieco krzywo.

O Boże on sie na serio rumieni.

Rozmawiamy jeszcze chwilę, a potem Bob zabiera Justina na bo by porozmawiać z przedstawicielami innych firm. Jeanette oprowadza mnie dookoła przedstawiając mnie w kilku grupkach kobiet. Dodaje też że pracuję u boku samego Justina Biebera

Zawsze wiedziałam, że Justin jest dobry w tym co robi, ale nigdy nie wiedziałam, że wszyscy w firmie tak go podziwiają. Może nieco źle go osądziłam. A może nie chcę pogodzić się z faktem, że jesteśmy dla siebie coraz milsi.

- Więc, ty i Justin ... po prostu dzielicie biuro ? – Jeanette pyta kiedy mamy trochę czasu sam na sam.

- Tak, już około 8 lat.

- 8 lat ? Byłaś w stanie oprzeć się temu uwodzicielowi ?

Rozszerzam nieco oczy – Przepraszam ?

- Och, daj spokój kochanie. Wiesz ile jest tutaj kobiet gotowych by wydrapać ci oczy za to że dzielisz biuro z tym chłopakiem ?

Posyłam jej mały uśmiech – Jestem w pełni świadoma wszystkich fizycznych aktów Justina, ale my ściśle trzymamy się tylko biznesowych relacji.

- Możesz tak myśleć, ale ja sądzę coś innego.

- A co sprawia, że tak sądzisz ?

- Nie mógł od ciebie oderwać wzroku kiedy Bob go zabierał. Nigdy nie widziałam żeby robił tak wcześniej. Obie wiemy, że każda kobieta go pragnie, a on jednym ruchem może sprawić, że miękną jej kolana. A wszystko co teraz robi to parzy na ciebie.

W moim żołądku wybucha stado motyli, odwracam się i nasze spojrzenia się krzyżują. Stoi ode mnie niecałe pięć metrów w kółku z czterema innymi facetami.

To nie jest to spojrzenie, którym się rozgląda szukając mnie. Ono jest pełne pragnienia, jest takie same jak to którym patrzył na mnie wczoraj wieczorem.

- Och, on po prostu pilnuje mnie, przez to czuję się tutaj przy nim jak dziecko.

- Kogo starasz się oszukać ? Mnie ? .... Czy siebie ? – mówi Jeanette.

Spoglądam w dół na podłogę, bo nagle wydaje się być ciekawa i zaciskam usta w wąską linie.

- W porządku kochanie. On na pewno wszystko ci powie, kiedy poczuje się bardziej pewnie – klepie mnie w ramię – Będę się zbierać do pokoju, a ty –wskazuje na mnie – powinnaś iść do niego i go pilnować, bo kilka kobiet ostrzy sobie pazurki na niego.

Spoglądam na nią – Dziękuję, pani Bowden.

Jeanette odchodzi ode mnie, a ja odwracam się i znowu patrzę na Justina. Tak. Wciąż jego wzrok jest zawieszony na mnie. Ruszam w jego stronę, a po chwili czuję jak ktoś chwyta mnie za nadgarstek.

- Tu jesteś. Szukałem cie – Odzywa się Scott.

- Cześć. Właśnie szłam do Justina.

- Ehh... trochę nudny plan. Mogę postawić ci drinka ?

Patrzę na Justina, a następnie z powrotem na Scotta. On na pewno będzie chciał zostać na dole, a ja będę siedziała sama w pokoju.

- Pewnie – przystaję na jego propozycję, bo nie mam niczego ciekawego do roboty w pokoju. Scott łapie mnie za rękę i oddalamy się od wzroku Justina.

Znaleźliśmy miejsce przy barze i zamówiliśmy kilka drinków.

- Bowden nazwała cię dziewczyną Justina ? – mówi Scott popijając swoją szkocką.

- Yep, ale szybko to odwróciliśmy – odpowiadam.

- Ale wy tylko dzielicie biuro ?

- Tak. Nic więcej.

- Ok, ale nigdy nie chciał spędzić z Tobą trochę czasu sam na sam ?

- Nie wiem. Sam go zapytaj.

Scott mruży oczy – Jesteś na mnie zła, czy co ?

- Dlaczego tak myślisz ?

- Kiedy pytam o Justin nie chcesz nic mówić, albo odpowiadasz chamsko.

- A co mam ci on nim mówić ?

- Cóż chcę wiedzieć czy jestem bardziej atrakcyjniejszy dla jego „dziewczyny"

Spoglądam na niego – Czy to ważne ? Wyglądasz na faceta, który bierze co chce, niezależnie od tego czy dziewczyna jest dostępna czy nie.

Na jego ustach powoli formuje się uśmiech – Czyli myślisz, że jestem przebiegły ?

Przesuwam powoli palcem wzdłuż rurki od drinka.

- Myślę, że flirtuje Pani ze mną, Pani Phillips – mruczy pochylając się w moją stronę.

- Nienawidzę tego, że jesteś zawsze taki pewny – Uśmiecham się, patrząc z dala od niego.

- Przetestuj mnie – Szepcze, a jego ręka trafia na moje kolano, powoli przesuwając się do góry.

Patrzę na jego rękę. Uczucie zaniepokojenia rośnie wewnątrz mnie.

- Twój czas się chyba kończy, Scott – Stwierdzam i z rzucam jego rękę.

To go nie zadowoliło. Jego oczy ciemnieją i zaciska zęby – Może powinnaś sobie zdać sprawę z kim rozmawiasz. Tak możesz rozmawiać z Justinem i po za tym nikt nigdy mi nie mówi co mam robić. Jak wcześniej mówiłaś jestem typem faceta, który bierze co chce i wezmę to co chce Justin.

Podnoszę się z krzesła i chwytam torebkę – Widzę, że to był zły pomysł. Dziękuję za drinka, ale muszę już iść.

Staram się iść tak szybko jak to możliwe, ale Scott nie pozwala mi daleko odejść, bo łapie mnie ponownie za nadgarstek. Tym razem mocniej.

- Scott. Proszę puść. To boli – próbuję się wyrwać, ale jego uścisk się wzmacnia.

- Nie biorę „ Nie" za odpowiedź.

Wyszarpuję swoją rękę z jego uścisku – No to teraz musisz wziąć – stwierdzam, odwracając się na pięcie, by uciec tak daleko, jak to możliwe.

Znalazłam się w korytarzu pomiędzy barem a salą konferencyjną i rozważam czy znaleźć Justina i powiedzieć mu co się stało, czy nie. Może nie powinnam. Był by na mnie zły za to, że pozwoliłam by to się wydarzyło.

Postanawiam po prostu pójść do toalety, by się uspokoić i zebrać myśli. Wędruję dalej, a odgłosy rozmów cichną. To musi być gdzieś tutaj. Rozglądam się po korytarzu i widzę kawałek dalej znak, który wskazuje toalety.

Powoli staram się przetworzyć wszystko to co się stało. Nagle czuję parę rąk która chwyta mnie w tali i wciąga do jakiegoś składziku.

Odwracam się i widzę Scotta zamykającego drzwi. Czuję jak serce podchodzi mi do gardła, bo zdałam sobie sprawę co się dzieje.

- Scott, proszę ...

- Zamknij się – Warczy podchodząc do mnie – Powiedziałem ci, że nie biorę „ Nie" za odpowiedź. Przyciska mnie do ściany i przesuwa palcem po moim policzku, jęk zadowoleni wydobywa się z jego gardła. Odwracam twarz od niego.

- Coś nie tak kochanie ? Boisz się ? – Łapie moją twarz i przyciska całą głowę do ściany.

Skomlę cicho. Strach przeszywa całe moje ciało. Odsuwa moją głowę na bok, chowa swoją twarz w zagłębieniu szyi i bierze głęboki oddech – Mmm... to jest normalne. Można się bać – Szepcze mi do ucha i chwyta moją rękę zmuszając bym dotknęła jego erekcji.

Łzy pojawiły się w moich oczach. To nie może się dziać. Chcę walczyć, krzyczeć, ale nie mogę. Całe moje ciało jest sparaliżowane. Nigdy nie wiedziałam, że można być aż tak przerażonym.

Zaczynam szlochać kiedy prowadzi moją rękę wzdłuż jego długości.

- Nie rób tego proszę. Po prostu daj mi odejść. Nic nikomu nie powiem, Przysięgam to ... - Próbuję dokończyć, ale ponownie przyciska mnie do ściany co powoduje mój krzyk.

- Mówiłem żebyś się zamknęła. Teraz bądź grzeczną dziewczynką i daj mi to co chcę – Jego ręka ześlizguje się na dół mojej sukienki i ciągnie ją do góry, palcami przesuwa po moich koronkowych majtkach. Zmusza mnie bym podniosła swoją głowę do góry i wpycha mi język do gardła – Smakujesz lepiej niż sobie to wyobrażałem – Uśmiecha się w moje usta.

Zamykam oczy i odwracam głowę by powstrzymać go od ponownego całowania mnie. Nagle rozbrzmiewa dźwięk rozpinającego paska.

- Nie. Nie. Nie. Proszę, nie – Szarpię się kiedy jego palce próbują zedrzeć ze mnie majtki.

- Nie ruszaj się – warczy ściskając moje ręce razem, a potem uderza mnie w twarz co na chwile mnie ogłusza.

Stłumione dźwięki powodują, że Scott sztywnieje.

- Edie ? – odzywa się głos zza drzwi.

Oczy Scotta się poszerzają kiedy patrzy na mnie – Ani słowa – syczy zaciskając ręce na mojej szyi.

- Edie ? Jesteś tam ? – Ponownie głos odzywa się i ktoś rusza klamką.

To Justin. O Boże. To Justin.

Gromadzę w sobie całą odwagę jak mi pozostała – Justin ! Jestem tutaj ! Pomóż mi ! – Krzyczę.

- Głupia suko ! – wydziera się Scott uderzając mnie ponownie w twarz.

W ułamku sekundy drzwi wylatują z zawiasów, a Justin pojawia się w schowku.





******

Scott aka chujek :)))

Chciałabym żeby każdy kto czyta to ff napisał w komentarzu jak do tej pory podobają się rozdziały :D