Kolor karmelowy wywołuje jego imię do dziś. Wyraźna, biała koszula komplementuje się idealnie. Teraz, jeśli tylko wyjdzie spod prysznica będzie mógł rozpocząć swój dzień. Szum wody powoli cichnie co daje mi promyk nadziei. Naprawdę mam tupet chcąc go zobaczyć takiego po wyjściu z łazienki.
Do wspólnej uprzejmości jest długa droga, ale nie z Edie Philips. Nigdy nie rozumiałam, co widział w nim wuj. Tak, jest inteligentny, ma dobrą pracę, ale jego stosunek do mnie jest śmieszny.
Czy on nigdy nie robił ze mną czegoś innego niż praca ? Oprócz ciągnięcia mnie za włosy i popchnięcia w błoto, gdy byłam mała ... .i przesunięcia mojego biurka do ściany, kiedy po raz pierwszy się pojawił ... i zakończenia za mnie transakcji ... i pieprzenia stażystki na biurku.
Ale powinnam być wdzięczna, że mam pracę. Mama i wujek po prostu kochają mnie taaak bardzo. Fuj, i dlaczego wuj nalegał na mój przyjazd ? Zazwyczaj on i Justin są gwiazdami konferencji i trafiają do hotelowego baru. Każdy zna Bieber Agencję. Będziemy mieć szczęście jeśli dostaniemy jakieś fajne miejsca z moim szczęściem. Jaka jest moja w tym sprawa tak czy inaczej?
Justin's POV
Wyłączam suszarkę. - Cóż, powinienem wejść przed Tobą! - Krzyczę przez drzwi i włączam suszarkę ponownie. 10 minut.
Ten niezręczny moment z nią pod prysznicem przeszedł wszystkie rodzaje przewodów w moim mózgu. Zapomniałem swojego imienia, podczas gdy starałem się dostrzec sylwetkę jej ciała poprzez zasłonę prysznicową.
Łatwo mi nie zwracać na nią uwagi w biurze, spodnie, marynarki i swetry i praktycznie wszystko, co pokrywa się z faktem, że może ukryć swoje ciało przede mną. I to że niewiele miała na sobie ostatniej nocy było jak uderzenie w twarz. Uderzenie, ponieważ nie ma sposobu, w piekle, w ciągu milionów lat bym kiedykolwiek mógł dotykać tego.
Nie zauważyłem przez głośną suszarkę, że drzwi się otwierają i ukazują ją w ołówkowej spódnicy khaki i białej bluzce. Jej długie fale opadają na ramionach jak wstążki kawy.
- Co to do cholery robiłeś tak długo? - Warczy.
- Był bym już gotowy 20 minut temu. To wystarczająco dużo czasu jak dla mnie, tylko komuś tutaj się trochę za długo siedziało pod prysznicem. - Przeczesuję ręką swoje krótkie włosy.
- To nie ma znaczenia. Cóż, nie pójdziesz, Justin. – Wychodzi z łazienki.
Zmysłowy, kobiecy zapach mnie otacza. O Boże. Justin nie przyzwyczajaj się. Ona nawet nie była z tobą przez 24 godzin. Spędzasz 40 godzin tygodniowo z nią, czasami więcej. Ale jest inna. Widząc ją w zupełnie nowym świetle. Krótkie spodenki, obcisłe topy i spódnice i zza zasłony prysznicowej. Nie powinienem mieć świadomości z tego jak kusząca jest Edie.
Mam nadzieję, że będzie nosić kurtkę lub coś i krzyczeć na mnie lub więcej, aby zatrzymać tą naciskającą myśl.
-Idę po kawę. Postaram się, aby zająć ci miejsce. - mówi biorąc torebkę
- Kawa? Masz na myśli moją kawę. - Krzyczę do siebie i udaję, że strzelam sobie pistoletem w głowę. Nie mam czasu na golenie. Nie mam czasu na kawę. Mam szczęście, że mam czas, aby umyć twarz.
*
Chciałem być na Sali o 8:40. Modlę się, że przez jakąś łaskę Boga zajęła mi miejsce. Rozglądam się po sali konferencyjnej i skanuję 300 miejsc by ją znaleźć. Znajduję ją w piątym rzędzie otoczoną przez czterech mężczyzn.
O cholera, nie.
Czterech facetów dysząc nad nią? Nie, że mnie wkurza czy coś, ale dlaczego w biurze jest taka mdła i nudna. Weź ją zabierz gdzieś a jest duszą towarzystwa.
- Dzień dobry, Panom. Widzę, że pani Philips dostarcza wam rozrywki. – mówię, a wszyscy podnoszą swoje oczy na mnie.
To ten rodzaj facetów cały czas. Świeże twarze chętnie lgną do płci przeciwnej.
-Robert Curchfield. Miło cię poznać panie ...? – Wyciąga do mnie rękę do. Ach, lider całej zgrai.
- Bieber. Justin Bieber .- odpowiadam, biorąc jego dłoń i ściskając mocno. Twarz Roberta od razu marnieje na wzmiankę o moim nazwisku. Tak, to jest to, co myślałem, dupku. Bieber jest dobrze znanym nazwiskiem na tej konferencji.
- Och, panie Bieber. Wow jesteś tutaj legendą.- uśmiecham się. Tak już lepiej. - My uh, nie wiedzieliśmy, że jest z tobą. Uh, nie znaczy To-zaczął się tłumaczyć.
- Dobrze, że nie jestem z nim. My tylko ze sobą współpracujemy - Edie koryguje.
- Tak, myślę, że musimy zająć nasze miejsca. Tak więc, jeśli wybaczycie nam panowie ... -kładę rękę na jej plecach i prowadzę ją do siedzeń z dala od tych szkodników.
- Trzymaj się z dala od nich. - Żądam niskim tonem, kiedy zajmujemy swoje miejsca.
- Co to do cholery, Justin? Czy to nie jest to, co chcesz, abym robiła? Sieć?- Siadam na fotelu. - To nie była sieć, Edie. - Wzdycha i siada obok mnie. - A jak byś to nazwał ? –mówi popijając kawę.
Cholera, kawę. - To nie są tego rodzaju faceci. Skąd masz tę kawę? -Patrzę w dół do jej filiżanki. - Od faceta nie powinno cię to In.. – Poprawiłem się w fotelu i odchyliłem głowę do tyłu. - Nie może być aż tak naiwna, Edie
- O czym mówisz? Nie znoszę, kiedy robisz to cholerstwo – zakłada nogę na nogę zwracając moją uwagę na jej długie nogi. Muszę powstrzymać chęć jęku.
- Z dala od tych małych idiotów. Są tu tylko do znalezienia i pieprzenia jakiejś cipki.
-Przepraszam? Myślisz, że flirtowałam z nimi?
- Po prostu wiem, jacy ludzie są w tym biznesie. Oni kurwa mają dreszcze ... gdy widzą kobietę tak ubraną że…
- Ubraną jak co? – odwraca się obrażona.
- Dlaczego nie ubierasz się tak do biura ?
- A komuś muszę tam imponować ?
- A komu tutaj masz zaimponować ? Może powinnaś poprawić swoją bluzkę- Patrzę w dół na jej kawę.
- Nie mogę -szepcze.
- Co masz na myśli nie możesz? Wystarczy, że zapniesz resztę guzików.
- Bo nie mogę. Gdybym mogła to bym to zrobiła- syczy przez zęby.
- To nie ma sensu. Właśnie…
- Moje cycki są za duże. OK? - Mówi głośniej niż chciała.
Unoszę brwi, a oczy spadają w dół na jej piersi. O mój. - Tak są. - Mówię, uśmiechając się od ucha do ucha.
Przewraca oczami z zaostrzoną irytacją. - Nie bądź mądralą. Myślałam, że to zmieni się trochę. Twoja matka zasugerowała dostosować mój strój na ten tydzień. Powiedziała mi co robić dokładnie, a jest to przeciwieństwo tego co mówisz. Teraz, kogo słuchać ? Kobieta, która wie, jak zbudować biznes w branży pełnej ludzi? Albo jej syn, który jest zadowolonym z siebie kobieciarzem, który spadł w przemyśle przez szczeliny?
- Przepraszam? Ale ja zamknąłem wiele inwestycji wartych setki tysięcy. Chciałbym trudno nazwać "poślizgiem i spadkiem przez szczeliny" a co do mojej matki, wiele rzeczy się zmieniło od czasu, kiedy ona zajmowała się firmą. Faceci nie zachowują się tak szacunkiem jak kiedyś.
- Dobrze wiedzieć. - prycha.
Otwieram usta, by jej odpowiedzieć, ale światła gasną i muzyka zaczyna grać ogłaszając początek dnia. Ma tupet. Nie wiedziała, jakie ma szczęście, że może siedzieć obok mnie? Nie mówiąc już, że może ze mną pracować?
Zakładam ręce na piersi i próbuję zwrócić uwagę na prezentację chociaż przez kilka minut, zanim została brutalnie przerwana przez dłoń na moim ramieniu.
- Hej, wybacz mi bracie, ale mogę usiąść tutaj? – Odzywa się niski, męski głos. Spoglądam w górę, aby zobaczyć Scotta Kingstona. Wspaniale. Właśnie to, czego teraz potrzebuje. Scott jest moją konkurencją od lat.
Przystojny, czarujący i sprytny jak lis. Mówiąc prościej, przyszłość całej firmy. Jesteśmy serdeczni dla siebie w miejscach publicznych, ale nikt nigdy nie odważył się umieścić nas w jednym pokoju sam na sam. Tylko jeden wyjdzie żywy.
- Hej, Scott, jak się masz? – Przywitałem się szeptem
- Cześć kolego, dobrze . - Scott odpowiada chyłkiem patrząc na Edie i siada obok niej.
Kurwa.
- Hej kochanie. Jak się masz? Scott Kingston. - Wyciąga rękę do niej. Podaje mu swoją z nieśmiałym uśmiechem. - Edie Philips. Miło cię poznać. Słyszałam wiele o tobie. – Szepcze by nikomu nie przeszkadzać.
- Edie. Lubie to imię - Mówi, a usta wykrzywiają mu się w diabelskim uśmiechem.
Kurwa.
Spokojnie Justin. Staram się skupić, ale chichocząca Edie nie pozwala mi się skoncentrować. Odwracam się, aby zobaczyć jak Scott pochylając się do niej, szepcząc. O nie, nie.
-Co cię tak śmieszy? - Pochylam się w przestrzeń Edie. Hamuje swój chichot i czyści gardło. - Nic .- Odpowiada, wygładzając spódnicę i znowu zakłada nogę na nogę.
Podnoszę oczy by zobaczyć Scotta gapiącego się na jej nogi, a następnie zwracam się do Edie.- Myślę, że należy zwracać uwagę na przód - Warczę na nią.
Następnie moje oczy wyłapują oczy Scotta. Żadne słowa nie są wymieniane, ale intencja jest jasna.
Wypierdalaj.
Poprawiam się w fotelu, próbując skupić się na zjeżdżalniach wykresów i liczb, ale mój umysł jest gdzie indziej. W tym tygodniu nic nie obraca się zgodnie z planem. Mam zaplanowaną 30 minutową prezentację o zamknięciu sprzedaży w środę.
Robiłem to dziesiątki razy, więc mówienie publicznie nie jest dla mnie problemem , ale potrzebuje zachować spokój. Scott Kingston próbuje wywiercać otwory w każdym rogu mojej świadomości.
To po prostu nie może się zdarzyć.
O Boże, czy ja jestem zazdrosny? To uczucie jest niepokojące.
Mnóstwo kobiet oddaje mu się stale i on nawet nie mruga okiem. Więc dlaczego chce uzyskać papkę z móżdżku Edie?
Przesuwam się w fotelu. Dzięki Bogu, że mam miejsce przy przejściu będę mógł rozprostować nogi. Dlaczego oni porozstawiali te krzesła tak blisko ?
Przesuwam się znowu, nie odrywając oczu od pokazu teraz rocznych prognoz i jak gromadzić więcej samofinansowania przez miesiąc.
- Czy klient zmieni płatności w czasie, czy też są one zablokowane w tej liczbie? – Edie szepcze opierając się na na fotelu bliżej mnie.
Odwracam się do niej, jej oczy patrząc w górę zadając pytanie. Pochylam się bliżej. Chryste, jak ona pachnie. - Oni mogą ją zmienić w każdej chwili kiedy chcą, bo te pieniądze należą do nich.- Szepczę do tyłu, moje oczy nie są w stanie powstrzymać się przed spadkiem w dół na bluzkę.
O tak.
Szybko siada z powrotem. O kurcze. Czy ona to widziała ?
-OK, dzięki. – Szepcze trzymając oczy prosto.
Whao. Zajrzałem na dół na bluzkę, a ona podziękowała mi? Może nie zauważyła. Dzięki Bogu.
Skoncentruj się Justin, do cholery. Nie patrz na nią. Nie myśl o niej. Nie nawet przypadkowo. Zwrócić uwagę na swoją pracę. To gówno jest bardzo ważne. Dobrze, że mam całą swoją samokontrolę i udaje mi się dotrwać do przerwy obiadowej.
*
- Bądź powrotem za 45 minut. - Każę Edie
Patrzy na mnie z obrzydzeniem. - Wiem, Justin. Jestem dużą dziewczynką. - Wzdycha mijając mnie, precz z opanowaniem nie zadaję sobie trudu, aby spojrzeć na nią.
Obserwuje ją aż odgłos odchrząkującego mężczyzny rozprasza mnie.
Pieprzony Scott.
- Czyżbyś znalazł tę jedną, Justin? Trudno uwierzyć, że znalazłeś kogoś odpornego na twój urok. -Mówi z przebiegłym uśmiechem.
- Ona na pewno nie będzie tą jedyną. - Odpowiadam, mając nadzieję, że odstraszę pomysł Scotta co do owinięcia się wokół niej jak wąż.
- Ale tą która nie uległa twojemu urokowi, prawda? To znaczy, że mógłbym jej pokazać kilka rzeczy, które ona wyraźnie nie dostanie od ciebie. - Scott mówi z tym samym głupim uśmiechem na jego twarzy.
Prostu uśmiecham się. - Dotknij ją, a złamię ci kurwa kark. -Odpowiadam spokojnie, cicho.
Scott zaczyna się śmiać -Och, to będzie zabawny tydzień - Przechodzi obok mnie klepiąc po plecach. - Do zobaczenia na lunchu kumplu.
---------
Witam w kolejnym rozdziale ! mam nadzieję, że się spodoba :D
+ polecacie kogoś kto robi szablony na blogi i byłby chętny zrobić dla mnie ?